Widzicie, najważniejszą rzeczą jest nie sama chwila śmierci — która może być jednym momentem, jak u mnie, i później nie pamięta się go w ogóle — a przygotowanie człowieka do śmierci, jego dojrzałość, można powiedzieć gotowość. Natomiast w braku dojrzałości mieści się zarówno strach przed śmiercią, uleganie panice przed utratą ciała, zwierzęce pragnienie zatrzymania go — wtedy ciało stawia opór, bo człowiek zjednoczony z nim broni się przed zagładą, unicestwieniem, jak sądzi — broni się także świadomość człowieka. Człowiek boi się nieznanego, boi się też odpowiedzialności, spojrzenia prawdzie w oczy, spotkania ze sprawiedliwością, o ile szerzył zło.
Trzeba rozumieć nasz świat, swoją nieśmiertelność, swoją prawdziwą osobę — byt duchowy nie podlegający prawom materii, stosującym się jedynie do materii — rozumieć swoją niezależność od ciała. Poznali to ludzie, którzy w okresie wojny przeszli przez śledztwa, więzienia i obozy przezwyciężywszy wymagania „ciała", i ci nas łatwo zrozumieją, tak jak i wszyscy naprawdę wierzący. Kościół uczy nas prawdy, tłumaczy, przygotowuje; trzeba przyjąć prawdę. A ponadto trzeba po prostu żyć tak, jakby się miało umrzeć w każdej chwili — nie myśleć o tym, oddać swoje życie i śmierć w ręce Jezusa Chrystusa. Ja tak zrobiłam. Czyż On może zawieść czyjeś zaufanie?
Od urodzenia wiemy, że umrzeć musimy, a skoro nie rządziliśmy swoim urodzeniem się, nie możemy rządzić własną śmiercią.
To Pan zachował sobie prawo decydowania o naszym życiu – zarówno o naszym poczęciu, jak i o tym, kiedy przejdziemy na tamtą stronę. My powinniśmy być po prostu na to gotowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.