Sąd nad sobą każdy czyni sam w obliczu Boga i od tego nic nas uwolnić nie może, bo początkiem życia duchowego jest zobaczenie siebie takiego, jakim się jest w rzeczywistości, a więc w wyniku naszych własnych „starań". Widzi się wszystko: wpływy ludzkie, pomocne i szkodliwe nam, i naszą na nie reakcję; widzi się stałą opiekę i pomoc, a i to, żeśmy ją na ogół marnotrawili lub odrzucali, tak jak i wszystkie dary mające nam pomóc w rozwoju, ale „niewygodne " w życiu.
Już w Listach… pisałem, że sądu nad sobą dokonujemy my sami – gdy będziemy już po tamtej stronie życia zniknie ta bariera, jaka nas oddziela od Pana Boga, a która jest skutkiem grzechu pierworodnego. Gdy tam się znajdziemy, po raz pierwszy w życiu będziemy mieli pełne rozeznanie, co jest dobrem, a co złem. Tu my sami nazywamy co jest dobrem – a często zło nazywamy dobrem i dlatego co chwila się gubimy. Ba, potrafimy na stałe w swym życiu utrwalić jakieś zło, nazywając je dobrem. Ale tam już tak nie będzie – tam będziemy mieli pełne rozeznanie własnego postępowania. A przez to to nie Bóg, lecz my sami będziemy sądzić.
Ale nam sąd kojarzy się z wymierzeniem kary – tymczasem w tym sądzie wcale nie chodzi o karę, lecz o to, by będąc zanurzonymi w Miłości, samemu wzrastać w miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.