środa, 15 listopada 2017

O małżeństwie

12 VI 1979 r. Mówi ojciec Ludwik.
Ślub chrześcijański jest przysięgą złożoną dobrowolnie wobec Boga, aby para przezeń pobłogosławiona stała się zaczynem nowego życia we wspólnocie. Wspólnota rozbita przestaje być wspólnotą — działanie Boże zostaje w tym miejscu „zawieszone", ograniczone jak gdyby i sakramentalna jego moc odrzucona przez ludzi, którzy najpierw o tę moc prosili. Wobec Pana jest to odrzucenie Jego wspaniałego daru, mającego łączyć tę nową komórkę z Nim, a ponieważ sakrament małżeństwa jest dany dla wspólnoty dwojga ludzi po to, by ją uświęcać i coraz silniej związaną poddawać działaniu oczyszczającemu i doskonalącemu w Kościele Bożym, gdzie ma rozrastać się i owocować w zdrowiu i miłości wzajemnej, dlatego wspólnota ta rozbita na odśrodkowo i samodzielnie działające cząstki pozostawia je uboższe, niż były przedtem (przed przyjęciem sakramentu).

Człowiek jest odpowiedzialny przed Panem za swoje czyny, zwłaszcza wobec drugiego człowieka. Tam gdzie działa egoizm, powstaje zaprzeczenie wspólnoty miłości, zaczyna działać nienawiść, która zawsze skłóca, rozdziela i oddala ludzi od siebie. Często zaczyna się niezasłużone cierpienie, a poszkodowana jest każda z rozbitych cząstek, często bardziej ta mająca się lepiej (we własnym mniemaniu).
Wszystkie wynikłe stąd skrzywienia leczy Pan, o ile człowiek z nimi zwraca się do Pana. Lecz jak to jest rzadkie. A więc człowiek z „rozbitym powołaniem" długo dochodzi do siebie, a często nigdy już nie otrząśnie się z bólu. Jednak Pan nasz w swoim miłosierdziu uwzględnia to cierpienie i przyjmuje je jako nową, inną drogę oczyszczania się i dojrzewania ku Niemu. Mało tego. On zezwala, aby to cierpienie (często wieloletnie, głuche, zasnuwające cały świat szarą mgłą), aby ono stawało się ofiarą okupującą niejako fakt wyłamania się z planów Bożych całej wspólnoty rodzinnej. W świetle sprawiedliwości Bożej tzw. „ofiara" (strona poszkodowana) kupuje często życie wieczne dla „krzywdziciela", stając się dla niego — przez swoje cierpienie — zbawcą, a zarazem sama osiąga „próg nieba" zwycięsko i w triumfie.
Rzadko zdarza się, by obie strony były równie winne rozbiciu rodziny, w której ponadto cierpią zupełnie niewinnie dzieci czy dziadkowie, bo brak miłości wzajemnej jest straszliwym głodem. Prawdą jest, że istnieje mnóstwo małżeństw nie rozwiedzionych formalnie, w których nastąpił rozkład i wystąpił taki sam głód, a i skutki są takie same.
Pamiętajcie więc, że Pan lituje się nad cierpieniem człowieka i cząstki — nawet najbardziej uszkodzone — oddane w Jego twórcze dłonie staną się przydatne; ale jak, to już Jego sprawa.

No właśnie: ale jak, to już Jego sprawa. To jest wielka tajemnica Jego łaski, że każde małżeństwo – także to, po ludzku kompletnie nieudane, może być dla obojga małżonków dostateczną szkołą miłości, by ich oboje doprowadzić do zbawienia. Jeden tylko warunek – Wszystkie wynikłe stąd skrzywienia leczy Pan, o ile człowiek z nimi zwraca się do Pana.Pan lituje się nad cierpieniem człowieka i cząstki — nawet najbardziej uszkodzone — oddane w Jego twórcze dłonie staną się przydatne. I nie osądzajmy dróg, jakie Pan do tego wybiera – czasami może to być całkiem nowa miłość; ważne jedynie, by nie zapominać, iż nawet w takich okolicznościach Pan nie rozwiązał zawartego małżeństwa.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.