środa, 28 października 2009

Jak potrzebne są niepowodzenia [2]

Osoba, w której pycha umarła, jest zawsze spokojna i zrównoważona, polega bowiem na Bogu i ufa Mu z taką siłą, z jaką odczuwa swoją słabość, a pragnie Jego miłości (i otrzymuje ją). Zrozumienie swojej słabości jest wielką łaską, jest stanięciem w prawdzie, nie istnieje bowiem nic, czego byście mogli dokonać bez Jego wsparcia.
Kiedy człowiek przyjmie z całym zrozumieniem swój stan rzeczywisty: stan zależności (od Stworzyciela, od Zbawiciela, od Ducha Miłości, Dawcy łask), przyjmując równocześnie, że zależność ta jest zależnością miłości Ojca do dziecka (pomyślcie, czy dziecko czuje się upokorzone, że przyjmuje wszystko od rodziców, czy też jest szczęśliwe...?) — zaczyna polegać na Ojcu. I wtedy, dopiero wtedy zaczyna się przed nim otwierać nieskończony świat miłości Boga. Człowiek zaczyna żyć „w Miłości", a nie poza nią. Żyje więc prawdziwie, prawdą jest bowiem, że wszyscy istniejemy i rozwijamy się w miłości Boga, jesteśmy przez Niego ogarnięci. Wszechświaty rozwijają się w Nim, bo poza Nim nie istnieje nic.

niedziela, 25 października 2009

Jak potrzebne są niepowodzenia

Wasze trudności polegają na tym, że każde niepowodzenie wywołuje w was rozstrój wewnętrzny, zakłócenie wszystkich władz ciała i duszy: poddaje się wasza wola, rozum natychmiast przyjmuje podsunięte wam pokusy i cali odsuwacie się od Ojca, podczas gdy właśnie wtedy należałoby oprzeć się na Ojcu z całym ciężarem niepowodzenia, który On pragnie przejąć i ulżyć wam. Taki stan duszy jasno świadczy o waszych brakach, o nieumiejętności zawierzenia Panu. A więc trzeba pracować nad pogłębieniem więzi z Bogiem. Zapewniam, że tego, kto prawdziwie zawierza Ojcu, nic nie jest w stanie od Niego oderwać.
Niepowodzenia są sprawdzianem waszej stałości; ponadto one ukazują wam, jak bardzo polegacie na sobie i jak wielka jest wasza miłość własna. To ona zadaje wam największy ból — upokarza was w waszych własnych oczach, co jest bardzo bolesne, ale zdrowe. Naprawdę zdrowe jest wszystko to, co was leczy z chorób, a najgorszą z nich jest pycha. Ona was nieustannie dręczy i niepokoi, ona sprawia, że wasze wyobrażenie o sobie bez przerwy spada, podnosi się i znów spada, nie dając wam odpoczynku.


W następnym fragmencie będzie o tym, jak to się zmienia, gdy zawierzymy.

czwartek, 22 października 2009

Zaczyna się wysiłkiem nauki

6 III 1980 r. Mówi ojciec Ludwik.

Od was wyjść musi akt woli: zwrócenie się do Pana — wolny akt wyboru miłości, szukania jej. Jest on wysiłkiem, jak każdy wybór sprzeczny z chęciami chorej natury człowieka.
(…)
Idziecie z trudem, to prawda, bo wokół was trwa chaotyczny bieg w wielu sprzecznych kierunkach, wciąż trwa zderzanie się poglądów i postaw, ale to właśnie wy macie być Bożymi oazami spokoju. Koło was ma kształtować się środowisko ustalone w miłości Bożej, przyrastające coraz to większą masą ludzi spokojnych wewnętrznie, wiedzących przez Kogo żyją, ku czemu dążą i w Kim zakorzenieni zostali. Otóż tego braknie na razie i wam.

No właśnie - tego braknie na razie i mnie...


poniedziałek, 12 października 2009

O wychowaniu Bożym [3]

Mówiłem ci, że Chrystus — Pan nasz nigdy nie porzuca nikogo, kto Mu się oddaje, ale prowadzi go ku sobie z wielką cierpliwością i wyrozumiałością, nawet wtedy, gdy takie „niemowlę duchowe" wrzeszczy, wyrywa się i wierzga. Wy wszyscy jesteście jeszcze dziećmi. Oddajecie się Jemu, a chcecie robić wszystko sami, i to tak i wtedy, jak sobie wymarzyliście.
Współpraca z Bogiem, to nie manipulowanie Jego dobrocią przez wysuwanie próśb i żądań, które On powinien spełnić, ponieważ was kocha. Nie tak! Współpraca z Nim, to zezwolenie na takie kształtowanie siebie, jakie On uzna za właściwe, zawsze i w każdym momencie dnia codziennego — bo gdzież się z Panem spotykasz, jeśli nie w teraźniejszości? Powtarzam, iż współpraca to zgoda na powierzenie siebie Bogu: pełne, stałe i ufne — słowem, oddanie się Panu poprzez pewność Jego miłości do nas.

Poprzednie fragmenty tej notki przygotowywały nas do dojrzałego wędrowania przez życie. W tym fragmencie uspokojenia zaznać mogą ci, którzy dopiero teraz dostrzegli, jak bardzo byli niedojrzali w dotychczasowym podejściu do życia. Nawet jeśli kto do tej pory chciał manipulować Bożą dobrocią, a teraz wreszcie zauważył, że tak właśnie było, wcale nie jest przegrany – Bóg się na nas nie obraża. Cały czas czeka na to, że do Niego przyjdziemy pełni ufności.


czwartek, 8 października 2009

O wychowaniu Bożym [2]

Każde powołanie może być poprzedzone wezwaniem jasnym, silnym, często wielokrotnie powtarzanym, lub ograniczeniem czy zamknięciem wszystkich innych dróg.
Otóż stosownie do cech naszego charakteru Pan może obrać taką czy inną metodę, zawsze najlepszą dla danej osoby.
(…)
Większość ludzi sądzi, że oddaje je [tj. sprawy – mój przypisek] Panu, jeśli nie planuje daleko swoich losów. Jednak trzymają mocno to, co zdobyli, i wciąż proszą o to, co chcieliby mieć. Czy to wartości duchowe, czy materialne, będą to zawsze dla ciebie wartości, np. przyjaciele, mądry spowiednik, zrozumienie, pomoc w realizacji planów. Wszystko samo w sobie słuszne, lecz może — o czym nie wiesz — Pan chce dla ciebie wartości innych, w tym momencie twego życia bardziej ci potrzebnych dla rozwoju wzajemnego poznawania się, zaufania, miłości z Panem...?

A więc jeszcze raz powtarzam – najważniejsza jest gotowość do przyjęcia wszystkiego, co przyniesie dzień. Konieczna jest świadomość celu naszej wędrówki, a więc to, że jest nim Bóg i na wszystko, co nas spotyka, musimy patrzeć w tej właśnie perspektywie. Ale to konkretne wydarzenia dnia, a nie nasze pragnienia, są w naszym życiu najważniejsze. Nie możemy się do niczego przywiązywać w naszym życiu – pamiętacie, co Chrystus powiedział o sandałach?

Nie możemy też żyć w cieniu naszych lęków. Być może ze względu na ogólny kryzys stracę pracę (a jej utrata w moim wieku oznacza, że następnej zgodnej z kwalifikacjami już nie uzyskam), ale jeśli tak się stanie, to będzie to dla mojego dobra i dobra moich najbliższych. Nie mam więc czego się lękać – nie muszę kurczowo trzymać się tego, co mam.

Mogę włożyć na nogi sandały.

niedziela, 4 października 2009

O wychowaniu Bożym

6 II 1980 r. Mówi ojciec Ludwik.

— Pan nie jest „dobrym Tatusiem", który zawsze spełnia nasze życzenia, przynajmniej te najprawidłowsze, teoretycznie konieczne dla duchowego rozwoju. Bóg jest mądrym Ojcem, który wychowuje nas sobie, a nie ziemi, ponieważ życiem naszym jest wieczność z Nim, a nie przeżycie „dobrze" życia; przy czym „dobrze" jest zawsze wytworzoną przez nas wizją naszego rozwoju wewnętrznego i naszej służby — bywa, że zupełnie fałszywą, a zawsze odległą od planów Bożych dla nas. Po prostu my nie mamy pojęcia, kim widzi nas Bóg. W najlepszym razie widzimy drogę, po której możemy zbliżać się ku Niemu. I często mylimy się, biorąc własne pragnienia za Jego wolę.

Jesteśmy już na tyle dojrzali, że wiemy, iż to gruba przesada prosić Boga o nowe komórki, laptopy, czy samochody... No ale wspaniały chłopak, z którym można by było uczyć się miłości, to co innego. Nie mówiąc już np. o jasności umysłu przy czytaniu Słowa Bożego… I mamy na to solidne wsparcie w słowach Jezusa Proście, a będzie wam dane…

Problem więc nie w tym, by nie prosić – owszem prosić, ale nade wszystko mamy być gotowi na przyjęcie tego, co w danym dniu przyniesie nam Bóg.

Niestety nawet ta gotowość nie chroni nas przed innym niebezpieczeństwem – jakże często mylimy nasze pragnienia z Bożą wolą (a potem nawet wybierając to, co Pan nam zesłał, nigdy nie mamy pewności, czy aby przypadkiem nie były to jedynie nasze własne pragnienia – taką pewność zyskamy dopiero wtedy, gdy już będziemy na zawsze z Nim).

czwartek, 1 października 2009

JAK KOGO POCIESZA WŁASNA MATKA, TAK JA WAS POCIESZAĆ BĘDĘ (IZ 66, 13)

23 VIII 1979 r. Mówi ojciec Ludwik.

— Przestań się obawiać Boga. Pan swoich darów nie cofa i nie liczy każdego potknięcia. Nikt z nas nie byłby tu, gdyby Bóg, Pan nasz, do nas był podobny: małostkowy, skąpy, zazdrosny, chwiejny i zmienny w swoich planach i sądach, bezlitosny dla naszych błędów i wciąż nas krytykujący. Ty przypisujesz Bogu Nieskończonemu, Największej Miłości, cechy spotykane u ludzi, także i u ciebie. Ojciec nasz prawdziwy ma dla nas tyle czułości i dobroci, tyle opiekuńczej troskliwości, tyle miłości, iż miłość najlepszej matki do dziecka jest zaledwie jej cieniem.
On nas traktuje jako bardzo malutkie dzieci. Nasza słabość, błędy i wady nie „denerwują" Go, lecz przeciwnie, potęgują Jego opiekę, Jego starania o nas. Już ci mówiłem, że tak jak matka potęguje swoją troskliwość, łagodność, cierpliwość, gdy dziecko jest chore (choćby z własnej winy), tak On postępuje z nami, gdy jesteśmy chorzy duchowo — bo grzech jest chorobą duszy. Zapewniam cię też, że na ziemi nie istnieją ludzie zawsze i całkowicie zdrowi, ponieważ „zakażacie się" wzajemnie.