piątek, 31 grudnia 2010

Nowicjat szkolenia

Mówi Matka.

— Jeśli zechcesz podporządkować się Jego woli, twoje życie stanie się twórcze i pożyteczne w taki sposób, jaki dla ciebie jest najwłaściwszy i jedynie dla ciebie — możliwy. Wierz mi, że wszystkie twoje wysiłki samodzielne mogą przynieść mało pożytku, a nawet — szkody, podczas gdy zdanie się na Jego kierownictwo, zawierzenie Mu w pełni i spokojne, ufne postępowanie wedle Jego woli poprowadzi cię tam, gdzie twoja pomoc będzie szczególnie pożyteczna. Chciej zostać jednym z wielu palców Jezusa na ziemi, a wtedy On wykorzysta twoją dobrą wolę, twoje pragnienie służenia, tak jak w najpiękniejszych marzeniach nie wyobrażałabyś sobie. On wie, na co cię stać.

Od wielu lat nie mam najmniejszych wątpliwości, co do słuszności tych zdań. Nasze życie jest spełnione dopiero wtedy, gdy rozpoznamy do czego zostaliśmy powołani i nie dopisując sami niczego do planów Bożych, sumiennie je wypełniamy.
I nawet gdy sam mam poważne wątpliwości, czy moje życie jest pożyteczne i twórcze, to nie twierdzę, iż to bzdura – o nie! Oznacza to jedynie, iż musiałem popełnić błąd w rozpoznaniu tej woli, lub też niedostatecznie się przyłożyć do jej wypełnienia. Plany Boże na pewno były akurat na moją miarę (bo takie są wobec każdego z nas), a ja wszystko schrzaniłem (i już tego nie naprawię). Ale mimo, iż nie mogę powiedzieć Patrzcie na mnie – ja to wiem ze swojego życia – mam poczucie, że moje życie było twórcze i pożyteczne, bo dobrze rozpoznałem wolę Bożą i szedłem raz wybraną drogą, to jednak mówię, że jestem pewny, że tak to właśnie jest.

niedziela, 26 grudnia 2010

Jesteśmy sobie braćmi

— Myślałaś o tym, w jaki sposób pomóc Michałowi w „wyjściu do ludzi". Informowałem się u jego bliskich. Widzisz, on boleje nad tym i nie wie, z której strony zacząć. Poradź mu, aby zaczął od okazywania swoich uczuć — niech się nie wstydzi być sobą. Powiedz mu, że nie jest możliwe poznanie w pełni drugiego człowieka, ale jeśli się chce zbliżyć do ludzi, trzeba im dać szansę poznania nas choć trochę, ułatwiać to, a nie utrudniać poprzez maskowanie się. Nie jest prawdą, że każdy z was jest samodzielną, niezależną jednostką. W rzeczywistości stworzeni zostaliśmy, aby żyć we wspólnej wzajemnej miłości, radości i współpracy: jedni pomagając drugim, inni tę pomoc przyjmując — lecz zawsze jest to wymiana wzajemna, i to płynąca z potrzeby wewnętrznej, z chęci dzielenia się, z miłości naprawdę braterskiej. Jesteśmy sobie braćmi i powinniśmy o tym wiedzieć, gdyż to jest stosunek prawidłowy tu, u nas, w królestwie Bożym, a mógłby być realizowany już na ziemi.

Kto odsuwa się od ludzi mówiąc, że nic od nich nie potrzebuje, że sam sobie da radę, wystarcza — myli się bardzo. Zastyga, drętwieje, gdyż wymiana, krążenie miłości, uzupełnianie się i dzielenie są ludziom niezbędne w rozwoju wewnętrznym, tak jak powietrze i woda. Wycofując się „w siebie", zostajemy egoistami psychicznymi. Boimy się bólu, cierpienia, zawodów, przykrości, które zawsze nas spotykają w kontaktach z ludźmi, ale przestajemy też mieć udział w ich radościach; stajemy się im też niepotrzebni. Skutkiem tego jest straszliwe poczucie wyobcowania, samotności, izolacji, a przecież sami zamknęliśmy bramy przed ludźmi, którzy byli gotowi wesprzeć się na nas, prosić o radę, liczyć się z naszym zdaniem, czerpać od nas siły i radość, dając nam szansę bycia potrzebnymi, a więc szczęśliwymi. Trzeba otworzyć się na cudze cierpienia i cudze radości: myśleć, w czym mógłbym pomóc, czy nie mógłbym się przydać?

Każdy z nas jest konieczny dla rozwoju innych i musi o tym wiedzieć.

Jeszcze raz W rzeczywistości stworzeni zostaliśmy, aby żyć we wspólnej wzajemnej miłości, radości i współpracy: jedni pomagając drugim, inni tę pomoc przyjmując — lecz zawsze jest to wymiana wzajemna.

I dalej: Kto odsuwa się od ludzi mówiąc, że nic od nich nie potrzebuje, że sam sobie da radę, wystarcza — myli się bardzo. Zastyga, drętwieje, gdyż wymiana, krążenie miłości, uzupełnianie się i dzielenie są ludziom niezbędne w rozwoju wewnętrznym.

I wreszcie: Każdy z nas jest konieczny dla rozwoju innych i musi o tym wiedzieć.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

O wiedzy

Mówi Bartek.

Każdy wie tutaj więcej niż największy filozof na ziemi, bo zna Prawdę; a jej szczegóły — wedle swoich zainteresowań.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Każdy z nas pragnie nieść dobro

Jesteśmy sobą, nie aniołami, ale jesteśmy świadomi Prawdy, widzimy wszechświat i ludzkość prawidłowo, w świetle miłości Bożej — czyż możemy wybrać coś, co Jej zaprzecza? Nie „musimy być dobrzy", jesteśmy po prostu ludźmi szczęśliwymi, wiedzącymi, ogarniętymi Jego miłością, objętymi Jego wyrozumiałym miłosierdziem; bandą przybłędów, żebraków, którym Król objawił, że są Jego prawymi dziećmi, „synami" Bożymi — my i wy. Wy jeszcze „za bramą", ale czekamy na was... Jak moglibyśmy wam nie tylko szkodzić, lecz zrobić choćby najdrobniejszą przykrość? Jeżeli On dał nam możność takiej pomocy, która wyraźnie wskazuje, Kto ją daje, możemy zrobić dla was wszystko, ale w imię Boga, w Jego ojcowskim imieniu! Zrozum, że my naszymi drobnymi wysiłkami reprezentujemy Jego samego — do tego stopnia kocha nas i zaufał Nam! Gdybyśmy zawiedli Jego zaufanie, kim bylibyśmy? Niegodnymi Jego domu.
I jeszcze jedno. Nasza wrażliwość jest różna. Tu się odczuwa wszystko o wiele intensywniej, bogaciej, szerzej i głębiej. Ponadto wiąże nas, zespala ze sobą miłość; nas i was również. Tu czujemy wasz stan jak matka cierpienie swojego dziecka: nie cierpi, lecz uczestniczy w cierpieniu, ale z wielką siłą. Gdybym ci sprawił przykrość, byłbym po prostu podłym.
— Może niechcący?
— A „niechcący" u nas się nie działa. Wiem i rozumiem, co cię boli, a co cieszy. Ponadto bez ustanku współczuję ci. Wydaje mi się, że nie zniósłbym takiego życia, jakie masz ty, i wszelkie moje wysiłki zmierzają ku ulżeniu ci. Niedużo mogę, bo żyjesz pomiędzy ludźmi i oni właśnie cię ranią (bo chcą lub z tępoty czy wygodnictwa, ale to jest ich wola), ale w sprawach nie „ludzkich", np. drogi życia, można pomóc dużo więcej, a tam, gdzie jest dobra wola ludzka — wszystko.
Jeszcze raz w tym tekście znajdujemy potwierdzenie tego, iż to, co różni nas tu na ziemi od tych, którzy są już po tamtej stronie, to to, że nie ciążą na nich skutki grzechu pierworodnego – na wszystko patrzą tak, jak Bóg. Skutkiem tego jest m.in. to, że o ile tu na ziemi nasze działanie nie zawsze jest wypełnieniem Woli Bożej, o tyle tam już wszyscy działają w imieniu Boga, staja się idealnymi narzędziami w Jego rękach.. I wreszcie zwracam uwagę na to zdanie: Tu czujemy wasz stan jak matka cierpienie swojego dziecka: nie cierpi, lecz uczestniczy w cierpieniu, ale z wielką siłą.
Oraz na zdanie: Niedużo mogę, bo żyjesz pomiędzy ludźmi i oni właśnie cię ranią, które jeszcze raz potwierdza, iż Bóg szanuje naszą wolność – nawet wówczas, gdy źle z tej wolności korzystamy.

piątek, 12 listopada 2010

Prawdę trzeba pojąć

Zaraz po „przyjściu" tu nie mogłem odmienić się — cudownym sposobem. Prawdę trzeba zobaczyć, pojąć i przyjąć jako swoją. Ja rozumowałem po swojemu. Nigdy też nie spotkałem się z takim traktowaniem „zmarłego". Nie wiedziałem, że w ogóle można zachować łączność. Zresztą tylko ty jedna taka byłaś; nikt inny z setek znajomych i bliskich, których pozornie miałem. Odczuwali brak mojej obecności, ale nie myśleli, jak mi pomóc — usiłowali pogodzić się z tym, że mnie „nie ma", wymazać z pamięci dla własnego spokoju, ale nikt z nich nie pomyślał o mnie. Nie przychodziło im do głowy, że ja jestem, czuję, słyszę ich sądy, że nie mogę się obronić ani nic cofnąć, a wszystko, co złe, widzę, że tak bardzo potrzebuję ich współczucia, wybaczenia, słów serdecznych, poczucia, że jestem kochany, bliski.

— Strasznym szokiem jest zrozumienie, że nikt nas naprawdę nie kochał, że wszyscy, o których sądziliśmy, że są nam bliscy, a my im — drodzy, okazują się egoistami, obojętnymi na nasze osobiste sprawy, o ile ich już nie dotyczą, i są niezdolni do pomocy.

Pamiętajmy o tym, co powiedział Bartek – tak też czują się nasi najbliżsi (tak też będziemy się czuli i my sami).

niedziela, 31 października 2010

W KAŻDYM Z NAS BYŁA TĘSKNOTA DO MIŁOŚCI

10 VIII 1969 r. Mówi Bartek.
— Możesz na nas polegać. Tu nie dlatego jest się „dobrym", że się „musi"; z drugiej strony nikt z nas nie zmienia się momentalnie i całkowicie. Jest tak, że tu, gdzie my jesteśmy, nie może być nikt, kto w sobie nie miał miłości.
— Przecież nie jesteście „święci"?
— Poczekaj, wytłumaczę ci to inaczej. W każdym z nas była tęsknota do miłości, pragnienie bycia „dobrym" dla innych, chociaż pod innym mianem, np. bycia pożytecznym, przyniesienia innym szczęścia, dania czegoś z siebie służbą wojskową, wychowaniem młodych, przez sztukę pisania, leczenie, przez wiedzę, czy nawet przez umiejętność strzelania, jeżeli „strzelało się" agentów i donosicieli (w okresie wojny Bartek był przez pewien czas w Kedywie). A wierz mi, że jest to straszne przeżycie: wiesz, że odejmujesz temu, kogo zabijasz wszelką szansę poprawy, a przecież to nie jest pluskwa, to człowiek. Przecież my wszyscy byliśmy katolikami. „Nie zabijaj" — to w nas tkwiło, czuliśmy strach i ból tamtych, wiedzieliśmy, że mają rodziny, może niewinne, które ich kochały. Dla mnie każda likwidacja była straszna; już po wykonaniu, wtedy gdy powinienem był odprężyć się, przeżywałem ją od nowa, od strony tych, których zabiłem. Czy wiesz, że kiedy siedziałem w więzieniu, mówiłem sobie, że to pokuta za nich (przyjmowałem karę jako wyrównanie rachunku), pomimo że zrobiłbym zawsze od nowa to samo.
— Dlatego, że to był rozkaz?
— Nie tylko dlatego, że rozkaz, ale że ten rozkaz był potrzebny. Wiesz, co zrobił sam „Motor". To była obrona tych, którzy jeszcze nie zostali wydani. Chciałbym ci powiedzieć, że ten chłopak (młody konfident gestapo, który wydal wielu ludzi z namowy swojej matki), na którym wykonałem wyrok, jest tutaj. To był ratunek dla niego. Gdyby żył dłużej, zrobiłby tyle zła, że nic by go już nie uratowało. Śmierć czasem jest ostatecznym środkiem miłosierdzia.


Nade wszystko zwrócę uwagę na następujące zdanie:
Tu, gdzie my jesteśmy, nie może być nikt, kto w sobie nie miał miłości.
Wielokrotnie już pisałem, że w dniu sądu Pan nie będzie nas pytał o nasze grzechy (sama, czy z kimś?), lecz o naszą miłość – nasza miłość jest przepustką do nieba! (ściślej do przebywaniu w obliczu Pana) I jak tu widać, czyjaś przedwczesna śmierć może być dla niego ratunkiem! Konfident gestapo trafił do czyśćca tylko dlatego, że wykonano na nim wyrok – grzech, w którym on się pławił, zabiłby jego tęsknotę za miłością.

czwartek, 28 października 2010

Obrona przed mocami zła

27 VI 1968 r. Mówi Matka.

— Wzywałaś mnie. Czy rzeczywiście chcesz mojej pomocy? Dobrze. Przede wszystkim pomódl się. Ofiaruj cały dzień Jezusowi i proś o opiekę. Widzisz, my tu znamy te „siły", a i umiemy z nimi walczyć. To znaczy my sami już nie walczymy, jesteśmy poza ich dostępem, ale możemy pomagać wam.

Korzystajmy z tej pomocy..

sobota, 9 października 2010

Niewola zła

O pewnej osobie.
— Ponieważ nie jest zdolna do przyjęcia czyjejkolwiek życzliwości, musi pozostać sama. Może jeszcze wtedy cokolwiek zrozumie. Jej stan jest bardzo zły i duchowo również.
To jest przerażające, jak stary człowiek zagrożony śmiercią może być tak obojętny na swój los. Jest w niej coraz bardziej rosnąca nienawiść do wszystkich, do ludzi, losu, a i Chrystusa odepchnęła od siebie. Dlatego promieniuje z niej złość, która tak ją opanowała, że nie jest w stanie jej ukryć. Złością odpowiada na wszystko, cokolwiek zbliżyłoby się ku niej. Widzisz sama, jak wygląda człowiek, który stał się niewolnikiem. Jest nieszczęśliwa, bo poddała się siłom nienawiści i złości, a także kłamstwa. Jednak tak im pozwoliła rozrosnąć się w sobie, że stały się częścią jej istoty. Poprzez nie rozumuje, sądzi i działa, myśląc, że czyni to samodzielnie.
Tam, między nami mówiąc, potrzeba by egzorcyzmów, a i to nie wiem, czy by pomogły, dlatego że ona CHCE im służyć — tym siłom, które wybrała ponad inne: kłamstwu, nienawiści, złości, zawiści i zazdrości.

Jakże często jest tak, ze wydaja się nam jedynie, że działamy i myślimy samodzielnie. Tymczasem wysługujemy się Złemu..




sobota, 25 września 2010

MIŁOŚĆ TO OBDARZANIE SIĘ WZAJEMNIE DOBREM [3]

Córeczko. Nigdy zamierzeniem Bożym nie było oddzielenie nieprzebytą zasłoną „nieba" od ziemi, nas od was. Przeciwnie, Jezus uczył nas wszystkich: „Przyjdź królestwo Twoje. Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi". A więc uczył nas pragnąć objęcia całej ludzkości jedną miłością, tą „niebiańską". Uczył nas pożądać pełni, doskonałego szczęścia dla wszystkich. Naturalne jest więc, że ci, którzy przechodzą do Jego „owczarni", pragną udzielić wszystkim łaknącym tego, w czym sami się pławią — wypełnić miłością pustkę i głód.
Ponieważ istnieje prawo wyboru, czyli dano nam cudowną szansę bycia współtwórcami naszego szczęścia, możemy naszą pomoc kierować ku tym, którzy pragną ją przyjąć, którzy wybierają drogę do Niego, natomiast nie mamy prawa przeszkadzać i uniemożliwiać ludziom żyjącym na ziemi dokonania „złego" wyboru. Zresztą o każdym z was wie wszystko tylko Bóg i tylko On zna przyszłość każdego z was. Wielu uczy się na błędach, i nigdy o nikim nie można powiedzieć, że jest stracony, a tylko, że bardzo zagrożony z własnego wyboru, opanowany przez siły zła, którym zawierzył, a zatem sprzedał im swoją wolność. Jednak jeden krzyk o ratunek przywołuje Pana, a Jego mocy nic we wszechświecie oprzeć się nie śmie.
My możemy współpracować z wami tak jak towarzysze, przyjaciele, rodzina — im więcej nas pokochacie i zaufacie nam, tym bardziej my możemy być pomocni. Nasze rady, dobre myśli, pomoc w wypadku potrzeby — istniały, są i będą zawsze, i to coraz potężniejszą pomocą, ale... jeżeli zechcecie z nich korzystać. O „zmuszaniu" nie może być mowy. Tylko współpraca, dla waszego dobra, która i dla nas jest szczęściem służenia pomocą.

No to zaufam i swojej mamie, tak jak Anna zaufała swojej. I zaufam księdzu Zygmuntowi, tak jak Anna zaufała ojcu Ludwikowi. Nie jesteśmy sami, choćby nam się tak wydawało…
No i będę czekał, która żyłka znowu pęknie kolejnego dnia. Może znowu ta sama, co dziś, co wczoraj i co cztery dni temu?

wtorek, 3 sierpnia 2010

MIŁOŚĆ TO OBDARZANIE SIĘ WZAJEMNIE DOBREM [2]

Sama rozumiesz, że jeżeli żyje się w pełni miłości kochając jednocześnie was, którym tej miłości tak bardzo brak, pragnie się z całych sił móc dać wam jej choć trochę, podzielić się naszym szczęściem. Jednak ta miłość nie jest obojętna — ona łączy nas, w pewien sposób jednoczy. Dlatego ja odczuwam twoje cierpienie tak, jak ty byś czuła ból rannego, którym się opiekujesz, tylko jeszcze o wiele silniej. Czy wobec tego, że tak silnie odczuwasz cudze cierpienie, zdecydowałabyś się z nim walczyć, czy uciec, zostawiwszy cierpiącego bez opieki...?
(…)
A więc i ty, mając mnóstwo nieustannych przykrości i „ukłuć" na co dzień, wychodzisz naprzeciw nowym; zamiast zamknąć się przed ludźmi, ryzykujesz nowe policzki — a my mielibyśmy się zamknąć jak w szklanej kuli i odsunąć się od was w imię „własnego" szczęścia i spokoju? I to nazwałabyś „Jego królestwem miłości"? I chciałabyś w takim być? Z tak kochającymi...?
Widzisz, my żyjemy w Miłości, w stanie miłości. Tego nie możesz zrozumieć, bo go nie znasz (nikt na ziemi nie może go sobie wyobrazić), ale musisz przyjąć, że istniejąc w pełni szczęścia, odczuwa się — poprzez współczucie, więź miłości i braterstwa — wasze cierpienia, i to tak, jak u was jest to niemożliwe — całym sobą, rozumiejąc was i przyczynę bólu, nawet wtedy, gdy wy nie wiecie, dlaczego wam źle.

Zwracam uwagę, że będąc już w stanie jedności z Bogiem, będziemy kochać nadal (i to tych samych ludzi), a na dodatek zdecydowanie lepiej, niż na ziemi będziemy współ-odczuwać to, co przeżywają te osoby, które zostawiliśmy na ziemi. Mało – to my będziemy rozumieć przyczyny ich bólu, nawet wtedy, gdy one same nie będą tego rozumieć.


sobota, 17 lipca 2010

MIŁOŚĆ TO OBDARZANIE SIĘ WZAJEMNIE DOBREM

27 IV 1969 r. Mówi Matka.

— U nas nie ma cierpienia w znaczeniu „niezrozumiałego nieszczęścia" lub bólu fizycznego, a przede wszystkim rozumie się „po co?", „dlaczego?", i wszelkie inne wątpliwości są wyjaśnione. Ale niebo — Jego królestwo — to nie obojętność, tępe przyglądanie się wam bez reakcji. Tu jest wykluczone wzajemne dokuczanie sobie, niechęć, złośliwość, odraza czy zadawanie sobie wzajem cierpienia. Jest miłość, a miłość to obdarzanie się wzajemne wszelkim potrzebnym nam dobrem — pomoc, dzielenie się, udzielanie, bliskość, dobroć; nieustanna wymiana. Stąd radość, poczucie szczęścia, jak gdyby nieustannej młodości, entuzjazmu, pragnienie dawania i odbierania („poszerzania się"). To jest tak trudno wyrazić, że polegam raczej na twoim odczuciu i wyobraźni niż na słowach.

Wszystko, co mówi matka w tej wypowiedzi jest godne uwagi. Zatrzymajmy się jednak już na tych słowach. Proszę zwrócić uwagę, że to, co nas odróżnia po tej i po tamtej stronie, to zrozumienie. My tu na skutek grzechu pierworodnego zatraciliśmy tę jedność z Panem – sami zaczęliśmy nazywać, co jest dobre, a co złe i bezpowrotnie tę jedność zatraciliśmy. Bezpowrotnie, ale jedynie póki jesteśmy jeszcze tu na ziemi; gdy już będziemy po tamtej stronie, o ile tylko nie odrzucimy Bożej miłości, na nowo odzyskamy tę pierwotną jedność, a tym samym przyjdzie na nas ZROZUMIENIE.


czwartek, 24 czerwca 2010

Jak pomagać innym

7 IV 1969 r. Mówi Bartek.

— Człowiek naprawdę może pomóc wtedy, gdy jest całkowicie pochłonięty drugim, tym potrzebującym pomocy. Nie może być dobrem nic zdawkowego, połowicznego, zrobionego byle zbyć. (...) Trzeba chcieć pomagać w Jego imieniu, jak gdyby udzielając siebie — swojego ciała, umysłu, woli — Jemu, aby mógł działać poprzez nas. Być chętnym, ale biernym, nie narzucać nic Jemu, a tylko stawiać siebie do dyspozycji na każde zawołanie. To jest współpraca z Bogiem, a więc wolna, swobodna, ochocza, ale sama rozumiesz, kto w niej kieruje.

Wielokrotnie o tym pisałem, że my mamy być tylko narzędziami w rękach Pana. U niektórych te moje stwierdzenia budziły sprzeciw. A co my tu mamy? Być chętnym, ale biernym, nie narzucać nic Jemu, a tylko stawiać siebie do dyspozycji na każde zawołanie. To jest współpraca z Bogiem, a więc wolna, swobodna, ochocza, ale sama rozumiesz, kto w niej kieruje.


sobota, 19 czerwca 2010

Ludzie, opamiętajcie się!

1 II 1969 r. Mówi Bartek.

— Widzisz, Wiesława wciąż odwleka przeproszenie Boga, a ma za co. Ja na jej miejscu poszedłbym natychmiast do spowiedzi, a w ogóle powinna dziękować Mu na kolanach za życie swoje, swoich sióstr, no i za ostatnie wyratowanie jednej z nich. Przecież to nie są przypadki, to jest ratunek; za to się dziękuje.
(…)
Proś Wiesławę, niech nie zwleka, niech się zastanowi. Jeżeli chce służyć Polsce z nami, jak może to zrobić omijając Boga? Pisać — odrzucając alfabet...? Poproś ją ode mnie. Ja wiem najlepiej, jak się czuje człowiek, który „miał czas", odwlekał, miał ważniejsze sprawy... Wszystkie sprawy, nawet najmniejsze są ważne, jeśli z Bogiem robione, w Nim, przy Jego pomocy, dla Niego. A bez Boga nic nie jest ważne, życie jest zmarnowane.
(…)
Wiesława — harcerka, przez całą wojnę była w konspiracji; za Powstanie Warszawskie otrzymała awans na ppor. AK i Krzyż Virtuti Militari; potem była więziona i cudem odratowana po próbie samobójstwa. Pochodziła z rodziny patriotycznej z tradycjami PPS. Wiesława przejęła się słowami Bartka i poszła do spowiedzi — po 30 latach!

Są ludzie szlachetni, którzy czynią dobro; którzy jednak na skutek tradycji rodzinnych (tu tradycje PPS), lub poprzez jakieś wydarzenia z własnego życia, odwrócili się od Boga. Bóg jednak o nich nie zapomina – On o nich walczy. Pamiętajcie o tym, gdy kogoś takiego spotkacie na swojej drodze…

środa, 9 czerwca 2010

PLANY BOŻE OBEJMUJĄ WSZYSTKIE DROGI I WSZYSTKIE TĘSKNOTY LUDZKIE (3)

Dodam jeszcze, że nie rezygnujemy z żadnego człowieka uczciwego, choćby nas nie zrozumiał, bał się czy odrzucał. I tak przez niego, aczkolwiek podświadomie, działa Bóg, gdy człowiek chce Mu służyć. Ci, którzy oddali się Mu na służbę, są potem Jego rękoma; nimi On posługuje się, działa i tworzy, tak jak i nami (bo my jesteśmy sługami Bożymi, Jego dziećmi — wszyscy!). Do nich poleca nam się odwoływać, i tak robimy. Czasem bywają zawody, gdy człowiek, który oddał swoje życie Bogu raz na zawsze, zapomniał o tym i zaczął żyć dla siebie. Pamiętaj jednak, że chociaż on zapomniał — Bóg nie zapomina i będzie go szukał i niepokoił aż do ostatniego dnia. Wy możecie w tym dopomóc, przede wszystkim modlitwą; nie odrzucać, nie oburzać się, nie odwracać, a prosić!
Każdy, kto wymaga pomocy, kto walczy, kto się ugina — jest bezgranicznie, niezmiernie ważny dla Niego, a więc i dla nas. To nasz brat, który może przepaść, upaść na zawsze. Dlatego trzeba stale o walczących pamiętać.
— A o tobie kto pamiętał? Kto za ciebie prosił prócz matki?
— Tak, po śmierci Matki nikt tu, z ziemi, już za mną nie prosił, dopiero ty. Gdybyś wiedziała, jak bardzo pomocne, skuteczne są wasze myśli.
— Co zrobić dla takich, którzy porzucają śluby zakonne lub kapłańskie, jak ksiądz X?
— Oddawaj ich w ręce Chrystusa i Maryi. Ona potrafi wyratować z najgłębszego dna. Ksiądz X. ma sumienie, które krzyczy — nie jest tak łatwo zakłamać się do końca — a Jezus pamięta o tych, którzy go kochali, nawet gdy oni chcieliby zapomnieć. Pomyśl, jeżeli pamiętał o mnie, jak mógłby zapomnieć o swoim słudze? On jest wierny i nie pozostawia człowieka samotnego, chociażby ten pragnął skryć się pod ziemię. Proś za niego i za tych, co walczą i łamią się, i za tych, którym trudno jest się podnieść.

Jeszcze raz nie rezygnujemy z żadnego człowieka uczciwego, choćby nas nie zrozumiał, bał się czy odrzucał. A więc podstawowa sprawa, to uczciwość - nie religijność, nie wiara, lecz uczciwość. Czymże więc jest uczciwość?

I druga myśl dotycząca tych, którzy którzy go kochali, nawet gdy oni chcieliby zapomnieć - o tych, którzy odeszli, nade wszystko o kapłanach, którzy odeszli - nie odrzucać, nie oburzać się, nie odwracać, a prosić!


piątek, 21 maja 2010

PLANY BOŻE OBEJMUJĄ WSZYSTKIE DROGI I WSZYSTKIE TĘSKNOTY LUDZKIE (2)

Przypominam, że przerwaliśmy w chwili, w której Bartek mówił, iż ci, którym najwięcej dano, najłatwiej zapatrzeni w siebie zapominają, że są tylko po to, by innym służyć.

— Czy wam jest tak trudno rozpoznać ludzi?
— To nie jest takie proste. Dopiero czyny dowodzą, czym kto istotnie jest. Ludzie kłamią nawet przed sobą, poza tym zmieniają się. Gaśnie w nich ogień miłości i stają się niezdolni do służby, chociaż sami mogą jeszcze o tym nie wiedzieć. Odwołujemy się do ludzi dojrzałych, wypróbowanych, tych, co już wiele prób zdali. Inni nie zrozumieliby nas w ogóle. Lecz ci „dojrzali" i znani nam też ciągle rozwijają się i zmieniają, ciągle przechodzą nowe próby — i tak będzie do śmierci. To jest właśnie życie! Nie ma spokoju.
— Właściwie dlaczego?
— Kogo nie pcha naprzód miłość, tęsknota, pragnienie zbliżenia się do swego celu i źródła, ten będzie poganiany przez „przypadki", aby nie zastygł i nie zasnął, póki żyje (Pan to czyni z miłości, aby oszczędzić człowiekowi wstydu i cierpienia — tu).
Mówiłem ci, że wszyscy jesteśmy w drodze, ale niektórzy idą wstecz lub w bok. Zgnuśnieli, stali się wygodni i ostrożni, „przewidujący", jeżeli tym słowem można zasłonić egoizm i niezdolność do wyrzeczeń i trudów — a po tym się poznaje, czy miłość jest żywa, czy już tylko popiół się żarzy. My nie rezygnujemy, bo Bóg nie rezygnuje — aż do ostatniego tchu człowiek jest zdolny dać się ogarnąć, porwać Jego miłości. A jak było ze mną? Dlatego i ja nie mam prawa powiedzieć o nikim, że nie będzie już zdolny do służby Bogu.
Istnieje wolna wola, lecz też i nacisk sił zła, a teraz wszyscy pogrążeni są w depresjach, beznadziejności i smutku. Trudno się przez nie przebić nadziei, która nie ma materialnego poparcia. Stąd pozwalamy na próby, ale nadzieję trzeba chcieć podjąć. Kto bardzo kocha, bardzo ufa i bardzo tęskni, ten odpowie nam przyzwoleniem, pragnieniem służenia, dopomożenia nam we wspólnej pracy (dla Boga, dla Polski, dla Kościoła, dla ludzi, dla prawdy, dla sztuki, piękna i szczęścia). Plany Boże obejmują wszystkie drogi i wszystkie tęsknoty ludzkie. W Kazaniu na Górze Chrystus je wymienia, ale gdy mówi: „Błogosławieni, którzy płaczą, którzy cierpią dla sprawiedliwości", to mowa o tych, co cierpią, bo walczyli, bo przeciwstawiali się, a nie o tych, którzy pogodzili się, czyli uznali niesprawiedliwość — prawem. Błogosławieni są prześladowani, a więc świadczący o Bogu sobą, swoją postawą, swoją walką. Prześladuje się tych, których nie da się przekupić, przekonać czy złamać. My się do takich odwołujemy, bo ci są nam rzeczywiście braćmi, a więc oparciem dla nas i pomocą.

Jeszcze raz ostatnie zdanie: Prześladuje się tych, których nie da się przekupić, przekonać czy złamać. My się do takich odwołujemy, bo ci są nam rzeczywiście braćmi, a więc oparciem dla nas i pomocą.
Czy czegoś wam to nie przypomina?