środa, 28 grudnia 2016

Rekolekcje

Tak jak obiecałem, będziemy z wami modlić się i was wspomagać. Teraz sprawa metody. Nabożeństwo pojednania, takie jak ostatniego czwartku, byłoby dobre. Modlitwa wstawiennicza jest bardzo potrzebna i skuteczna, ponieważ Chrystus Pan życzył sobie, abyśmy się za siebie wzajem modlili, i łaskawie was wysłuchuje. Ale najważniejsze jest, abyście zdawali sobie sprawę, że to On działa i Jego moc uzależniona jest od waszej dobrej woli niewtrącania waszych własnych uzupełnień, tj. od nieprzeszkadzania Mu.

Taką przeszkodą może być wasza pycha, ambicja własna, napięcie emocjonalne, zdenerwowanie, brak zgody i głębokiej życzliwości pomiędzy wami; także usilne pragnienie zrobienia jak najwięcej zgodnie z planem. Tymczasem plan musi być, ale ramowy, i niekoniecznie wszystko musi przebiegać zgodnie z nim. Oddajcie kierownictwo Panu i spokojnie dostosowujcie się do tego, co On działa.

Nasze rozeznanie spraw jest mocno ułomne, choćby z tego powodu, że nie jesteśmy poza czasem. Siłą rzeczy i nasze plany są mocno ułomne, bo są oparte o te ułomne rozeznanie… Nie przywiązujmy się więc zbytnio do swoich planów, choćbyśmy nawet byli przekonani, iż te plany to wypełnianie woli Bożej – w tym też jesteśmy ułomni. Utraciliśmy pierwotną jedność z Bogiem, jaką mieliśmy przed grzechem pierworodnym i w rezultacie nasze rozeznanie, to ledwie zarys, to coś, co widzimy przez mgłę, choćby nam się wydawało, że dobrze widzimy. Zawsze powinniśmy iść za Jego głosem, ale powinniśmy wiedzieć, że być może tylko ogólnie odnaleźliśmy kierunek.

Powinniśmy być jednak ufni, że On nas kocha i prowadzi najlepszą z dróg.

środa, 21 grudnia 2016

O pokorze

3 III 1981 r. Mówi ojciec Ludwik.

Pan nasz jest niewyobrażalnie święty. Jego miłość i miłosierdzie są nieograniczone. Ale Pan pragnie dać się poznać. Powoli się do was przybliża, odsuwa wasze wyobrażenia o Nim jak kolejne zasłony. Ceń sobie bardzo to pragnienie Jego miłości i bądź Mu wdzięczna — a wdzięcznością dziecka jest ufność i pokora.

Ty masz zupełnie błędne pojęcie o pokorze. To nie „korzenie się " czy „bicie pokłonów", „czołganie się", „leżenie na ziemi" — nic z zewnętrznych form. To jest stawanie przed Panem w całej swojej biedzie i małości, stawanie w prawdzie. A prawda jest taka, żeśmy zawsze niedoskonali, zawsze mniej lub bardziej brudni, a przede wszystkim wobec Niego jak malutkie dzieci, niemowlęta, tak słabi, bezradni i we wszystkim zdani na Niego. Trzeba uznać swój stan i przyjąć go z godnością, to znaczy w prawdzie, nie udając przed Chrystusem Panem — który nas zna dogłębnie — tego, czym się nie jest, nie pozując, nie grając roli nadczłowieka. Bo wszelkie kłamstwo i fałsz wstrętne są Bogu (i śmieszne, bo nieskuteczne), a ujawniają jedynie stopień waszej pychy i rozmiar błędu w ocenianiu siebie — czyli ogrom miłości własnej. Aby mówić z Panem, trzeba stać się sobą, bytem stworzonym, zależnym, ale ukochanym i odkupionym.

W dzisiejszym świecie nie można się spodziewać, by ktoś myślał o biciu pokłonów, czy czołganiu się. Ale jednak to, by stanąć przed Panem w prawdzie o sobie nie jest wcale takie łatwe – dzisiejszy świat uczy pozowania na kogoś, kim się nie jest, a tu trzeba zupełnie inaczej.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Rzućcie się w ramiona Pana

Jak obserwuję, nie tylko tobie, ale wam wszystkim nie jest łatwo modlić się samotnie. Zbyt wielki jest teraz nacisk „świata" z jego niepokojem, natłokiem wrażeń i grzechem. Codziennie zanurzacie się w nim i nigdy nie wychodzicie zupełnie czyści, ponieważ nie możecie przeciwstawiać światu miłości prawdziwej — miłości Pana. Kiedy nauczycie się żyć Jego miłością — nie swoją — będziecie zdolni ogarniać nią i w niej zanurzać wszystkich ludzi i sprawy każdego waszego dnia.

Jeszcze raz: Kiedy nauczycie się żyć Jego miłością — nie swoją — będziecie zdolni ogarniać nią i w niej zanurzać wszystkich ludzi i sprawy każdego waszego dnia.

A kiedy ja się nauczę?

sobota, 17 grudnia 2016

Uciekaj zawsze do Chrystusa

2 III 1981 r. Mówi ojciec Ludwik.

Pragnę ci zaproponować, żebyś z miłości do Chrystusa zechciała przyjąć to wszystko, co cię niepokoi i rozbija wewnętrznie, w duchu zadośćuczynienia za swoje winy i w duchu pokuty. Nie rób nic więcej, tylko mów Jezusowi: „Panie mój, Przyjacielu, Tyś za mnie oddał życie. Ja mogę Ci oddać tylko ten mały ból codzienny. Przyjmij go jako dowód mojej miłości". Mów też często, jak tylko możesz, że ufasz Mu i polegasz na Jego miłości do ciebie i na Jego kierownictwie. Poza tym nie zajmuj się więcej analizą tego, co ci dokucza, nie zaprzątaj sobie tym myśli. Zagarniaj wszystko to, co ci się narzuca z zewnątrz, i oddawaj Jemu.

Ojcze, jeśli to są pokusy i myśli podsuwane mi przez szatana, to jak mogę je oddawać Chrystusowi?

Ty nie oddajesz pokus, ale swoje udręczenie — a On je natychmiast przyjmie, aby cię uwolnić. Jeśli tego nie robisz, to pozostajesz nadal ich więźniem.

Myślę, że ta rada przyda się każdemu.

środa, 14 grudnia 2016

Im większe zadanie życiowe Bóg wam wyznacza, tym większego zaufania pragnie [2]

Dziś nietypowo – przedstawię trzy wypowiedzi, pierwszą matki Anny, a dwie następne o. Ludwika. Krótkie to myśli i chyba takie, które nie wymagają już żadnego komentarza:

8 II 1979 r. Mówi Matka.

Dziecko moje, jestem z tobą stale, troszczę się o ciebie bardziej niż za życia; proszę, nie odnoś moich dawnych błędów do mnie obecnej. Pytasz, „czy bardziej może ci pomóc w zwalczaniu lenistwa ten, kto był leniwy, czy też przeciwnie" — myślisz o mnie.

Widzisz, ja proszę za ciebie wraz z wieloma innymi osobami, lecz pomóc tak, że cała się odrodzisz i zostaniesz przemieniona, może tylko Pan. Nie jest łatwo walczyć ze sobą, lecz On, który cię kocha, może cię całkowicie uzdrowić. Proś Go o to, a my będziemy prosić wraz z tobą. I pamiętaj, córuś, że On pragnie nas uzdrawiać, a tylko czeka na nasze „chcę". Wiedz też, że twoje siły są wymierne i nie możesz zrobić wszystkiego, coś powinna, bo powinnościom nie ma końca.

Mówi ojciec Ludwik.

Wiem, że najbardziej gnębi cię to, że masz za wiele spraw naraz. Radzę ci, oddawaj każdy dzień do dyspozycji Panu, tak by On mógł twoim czasem gospodarować. Myśl też o tym, co jest najpoważniejszą sprawą dnia i wokół niej ogniskuj wszystkie inne zamierzenia. Praca? Tak, ale ważne jest to, co i jak wykonasz, a nie ile zużyjesz na nią czasu. Proś o pomoc i w tych sprawach. (...)

Powiedz Z., że Pan nasz nikogo nie odrzuca, a każdego pragnie przyciągać do siebie, działając w sposób dla niego możliwy do przyjęcia. Tego trzeba się uczyć, a tworzyć też silną więź życzliwości. Oprócz modlitwy konieczne jest również poznawanie się, aby móc sobie nawzajem świadczyć jak najwięcej dobra.

17 III 1979 r. Po spotkaniu z koleżanką, która w widoczny sposób zmieniła się: była radośniejsza, bardziej ufna, silniejsza... Mówi ojciec Ludwik.

Widzisz, jak Pan nasz działa, gdy się Mu zaufa? On jest Tym, który działa, wy tylko pomocnikami, czasem obserwatorami Jego cudów. Jeśli On znalazł wśród was punkt oparcia, nie zrezygnuje nigdy, chyba że sami przeszkodzicie Mu działać; lecz jeśli będzie dobra wola, będzie obfity połów. Przypomnij sobie, jak On kazał uczniom zarzucić sieć — kiedy i z której strony łodzi. Oni nic nie wiedzieli, tylko usłuchali. I wam to pozostaje: poddać się Jego kierownictwu i w każdym momencie pytać o radę, słuchać...

niedziela, 11 grudnia 2016

Im większe zadanie życiowe Bóg wam wyznacza, tym większego zaufania pragnie

7 II 1979 r. Mówi ojciec Ludwik, udzielając rady dla bliskiej znajomej, której plany życiowe związane z małżeństwem zostały „wywrócone".
Plany człowieka nie zawsze są planami Boga. Może to być tylko próba zdecydowania, wierności i stałości dla zupełnie innych zadań. Jeśli człowiek przywiąże się do swoich planów, zerwanie ich jest krwawe jak ciężka rana. Jednak nie jest śmiertelne, ponieważ Pan nasz nigdy nie odrzuca nikogo, kto pragnie z Nim iść. Pan tylko pragnie zrozumienia, że to my mamy służyć Jego planom (nawet jeśli On zechce je zmieniać wielokrotnie lub zburzyć nasze własne, a jak sądziliśmy — Boże zamierzenia), a nie że my według własnych chęci wybieramy sobie sposób służenia Mu. On jest Ojcem zarówno nas, jak i swoich planów dla nas. Im większe zadanie nam wyznacza, tym większego zaufania pragnie. Oddanie całkowite — na życie i śmierć — z miłości do Niego gwarantuje, że On powierzy nam z zaufaniem sprawy poważne.
Pomimo cierpienia trzeba ufać w Jego miłość i stałe kierownictwo i wszystkie wydarzenia przyjmować jako Jego dar. Radzę wam, podziękujcie Panu z całego serca za to, co uczynił (bo i przez złą wolę innych — którą dopuszcza — Pan może działać, gdy chce). Praca na nią już czeka, niech się nie martwi, bo to jest bezużyteczne, a służy tym, czym może, co umie, spokojnie już składając przyszłość w Sercu Jezusa kochającemu ją bezgranicznie.

Jeszcze raz: — Plany człowieka nie zawsze są planami Boga. … Jeśli człowiek przywiąże się do swoich planów, zerwanie ich jest krwawe jak ciężka rana. Jednak nie jest śmiertelne, ponieważ Pan nasz nigdy nie odrzuca nikogo, kto pragnie z Nim iść. Pan tylko pragnie zrozumienia, że to my mamy służyć Jego planom (nawet jeśli On zechce je zmieniać wielokrotnie lub zburzyć nasze własne, a jak sądziliśmy — Boże zamierzenia), a nie że my według własnych chęci wybieramy sobie sposób służenia Mu.  

Jestem wręcz klinicznym przykładem trafności tych słów. Bodaj najważniejszą decyzję w swoim życiu podejmowałem w oparciu o własne rozeznanie woli Bożej – widziałem jasno tę wolę i starałem się zrobić wszystko, by ją wypełnić. Gdy upłynęło ćwierć wieku, a to, co było tak jednoznaczne w mojej wizji woli Bożej, wcale się nie spełniło, było już jasne, iż to była tylko moja wizja woli Bożej, a nie rzeczywista wola Boża! Co jednak znamienne nigdy nie czułem się oszukany przez Boga – od początku wiedziałem, że skoro nie spełnia się to, to ja nazywałem Bożą obietnicą, to widać w ten sposób nazywałem swoje własne pragnienia.

Pomimo cierpienia trzeba ufać w Jego miłość i stałe kierownictwo i wszystkie wydarzenia przyjmować jako Jego dar. Nie sądzę co prawda, by mnie dotyczyło również i to zdanie: Oddanie całkowite — na życie i śmierć — z miłości do Niego gwarantuje, że On powierzy nam z zaufaniem sprawy poważne, ale służę tym, czym mogę, bo tylko to ma sens (choć i tak obawiam się, że pozostanę bezużyteczny).

piątek, 9 grudnia 2016

Dobrze, że wiesz o swojej słabości

5 II 1979 r. Mówi ojciec Ludwik.
Dobrze, że o tym mówisz. Rzeczywiście jesteście słabi i mało możecie, prawie nic, lecz Bóg może wszystko, i to tylko jest ważne. Dobrze by było, abyś zawsze pozostawała w świadomości swojej nieudolności i słabości, bo nic tak nie szkodzi, jak mniemanie, że się samemu coś robi (dużo i dobrze), podczas gdy to czyni Jezus przez was. Natomiast nie jest dobrze, kiedy mając właściwą ocenę siebie, masz niewłaściwą — Chrystusa Pana. Widzisz w Nim cień tylko zamiast wszechmocy pełnej majestatu. Rozumiem, że łatwiej zbliżyć ci się do Niego jako do przyjaciela, ale jest to Przyjaciel wszechmogący. Jeżeli chcesz więcej wyprosić dla ludzi, wstawiaj się z większą miłością, żarliwiej, tłumacząc i usprawiedliwiając, a także przepraszając Pana za ich winy. Proś też o wstawiennictwo Maryję. Ona nigdy nikomu nie odmówi, możesz być spokojna.
Mówisz, że trudno ci modlić się samej. Nie jesteś sama — Duch Święty żyje w tobie i On się modli do Ojca prosząc za tobą. Zaufaj Mu i proś o opiekę nad tobą Jego świętości i mocy. Nie widzę, co by ci mogło przeszkadzać w rozmowie z Chrystusem, jeśli jej naprawdę pragniesz. On cię słyszy, nawet jeśli ci się wydaje, że nie, i że trudno ci się skupić. W takim przypadku ofiarowuj Panu te trudności. Możesz oddawać Mu tylko to, co masz, co z ciebie wypływa: oschłość, oziębłość, niemożność skupienia się, napięcie i zdenerwowanie. Jeśli oddasz to wszystko Chrystusowi Panu, On to przemieni, a ciebie uleczy. Lecz musisz też rozumieć, że czasem trzeba przyjąć taki stan też jako dar, jeśli nie ma w tym wyraźnego działania zła, np. złości czy niechęci; jeśli natomiast tak to czujesz, proś o ochronę, opiekę i uwolnienie cię, zwracając się do Maryi, Matki i Opiekunki.

Akurat tak się złożyło, że dziś ktoś zaglądał do moich notek na głównym blogu, opowiadających o dyskusjach z Attonem / Ateistą. W podsumowaniu tego cyklu podkreślałem, iż wdając się w takie dyskusje, nie można mieć żadnego planu, że nie wolno się zdawać na własną inteligencję, że najważniejsze, by dać się prowadzić Duchowi Świętemu. Porównajmy to z tym zdaniem:  
Dobrze by było, abyś zawsze pozostawała w świadomości swojej nieudolności i słabości, bo nic tak nie szkodzi, jak mniemanie, że się samemu coś robi (dużo i dobrze), podczas gdy to czyni Jezus przez was.
My jesteśmy tylko pośrednikami – i taka jest prawda, a nie to Ja wszystko tymi rękami… Im bardziej jesteśmy tego świadomi, im bardziej się temu poddajemy, tym więcej dobrego uczynimy w życiu. Wola Boża sama się nie realizuje, jak już kiedyś pisałem, lecz poprzez ludzi. My jesteśmy potrzebni Jezusowi i On zostawił nam swego Ducha, byśmy mogli wypełnić to, do czego zostaliśmy powołani.

środa, 7 grudnia 2016

Mów Jezusowi o wszystkich problemach

15 X 1978 r. Mówi ojciec Ludwik.
— Pytasz, jak masz się poddać działaniu woli Boga, jak zbliżyć się ku zażyłości z Chrystusem. Mów Mu o wszystkich swoich problemach — zamiast z ludźmi, mów z Nim. Nie próbujesz nawet. Staraj się pomówić z Nim o tym. Proś Go o pomoc w darowaniu przez ciebie win, proś o umiejętność zapominania i darowywania. Dziękuj Mu też za wszystko, co otrzymujesz; bo wdzięczności trzeba się uczyć. Nie poddawaj się „nastrojom", pokusom i zmęczeniu. Ufaj Chrystusowi we wszystkim i staraj się odczytywać Jego wolę, nie twoja. Proś o ciszę wewnętrzna i spokój, a tych, których życiem duchowym lub zdrowiem jesteś zatroskana, polecaj Panu szczególnie.
On oczywiście i tak wie wszystko, gdy więc mam Mu mówić wszystko, to nie chodzi o Niego – to chodzi o mnie. On z każdym pragnie wejść w relację osobową, ale nie każdy tego pragnie. Gdy więc o. Ludwik podkreśla, jak to jest ważne, bym Jezusowi mówił wszystko, to chodzi o to właśnie bym i ja o tę relację się starał.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

GŁÓD BOGA

25 IX 1976 r. Bartek o pewnym koledze, literacie, prosząc o pomoc dla niego.

Jemu potrzebna jest teraz pomoc, taka jaką kiedyś dałaś mnie. On jest zmęczony i nie widzi przyszłości. Swoją pracę traktuje tak jak ty — pisze o tym, na czym się zna, ale brak mu nadziei, czegoś, dla czego warto żyć, dla czego chce się żyć. Jest znudzony życiem, jakie prowadzi, środowiskiem, wszystkim, do czego ciągnął, co pragnął osiągnąć, ale co okazało się „nie tym". Miota się w duchu i szarpie ze sobą, nie widzi nowej drogi, bo jest zabłąkany: ze wszystkich stron krajobraz jest nieciekawy, smutny, we mgle.

Oczywiście wiemy, że jest głodny Boga. Po prostu każdy Go szuka i spodziewa się znaleźć pod postacią swoich pragnień. Ale Bóg jest sobą i nie stosuje się do pragnień fantazji ludzkiej. Jest większy niż możliwości naszej wyobraźni, nieskończenie bardziej poważny i wspanialszy. Ludzki robak, który szuka nory małej i ciasnej, zaskoczony zostaje, gdy ofiarowuje mu się najcudowniejszą niebosiężną gotycką katedrę. A Bóg nie chce ustąpić — to człowiek musi dorosnąć do swojego domu w wieczności. A czym jest katedra, choćby najdoskonalsza, w porównaniu do naszego Domu: bez ścian i ograniczeń, domu pulsującego ogniem, w którym jest muzyka i cisza, życie przyjaźni, miłości i zrozumienia, samotność w złączeniu z Panem i rozkwit wszelkiej myśli, wiedzy, ogród wiecznie dojrzewający, a nie znający zgnilizny ani śmierci.

Kiedy tu będziesz — a wierzę w to — jaką radością będzie dla mnie móc ci ukazać nasze szczęście!

Po pierwsze proszę zwrócić uwagę, jak ci, którzy są już po tamtej stronie troszczą się o nas, którzy chodzimy jeszcze po ziemi. Gdy więc sam należę do tych, którym brakuje nadziei na to, że cokolwiek po nich zostanie (choć z zupełnie innych powodów), to też mogę mieć nadzieję na to, że ktoś tam o mnie walczy, robi wszystko, abym przejrzał (może po prostu źle patrzę).

Ale nade wszystko chcę zwrócić uwagę na te słowa: [Bóg] Jest większy niż możliwości naszej wyobraźniA Bóg nie chce ustąpić — to człowiek musi dorosnąć do swojego domu w wieczności.

piątek, 2 grudnia 2016

Jak odmawiać różaniec [4]

W zamierzeniu Maryi Panny modlitwa różańcowa jest Jej własną pomocą. Pragnie Ona, abyśmy wraz z Nią, a więc łatwiej, zrozumieli miłość Jej Syna do nas. Maryja przez różaniec podprowadza nas ku Niemu. Powtarzam, tajemnice różańcowe — to „wyciąg" z Ewangelii, ale nie zastąpi Jej, i dlatego należy pamiętać, że sięgać trzeba do źródła.
Wiele osób szybciej i łatwiej wchodzi w łączność duchową z Chrystusem Panem rozważając bezpośrednio Jego słowa, a pomocą jest im właśnie wielka różnorodność i bogactwo wyboru tematów, np. z Kazania na Górze czy z przypowieści. Należy samemu wybierać strawę najodpowiedniejszą dla siebie. Bóg nas nie pragnie krępować; pragnie z nami być! Dlatego „stopnie" są konieczne, że do Boga się idzie (a nie stoi), ale trzeba wybierać te, które nas lekko niosą ku Niemu.

Różaniec nie może być traktowany jako pokuta, forma wewnętrznego przymusu. I nie trzeba się uważać za kogoś „gorszego" od innych, dlatego że trudno nam przychodzi odmawianie różańca. Różaniec nie jest obowiązującą dla katolików formą modlitwy, a jedną z wielu form, które nam Kościół w swojej mądrości podaje do wyboru. I nie ubliża w niczym Maryi Pannie to, że ktoś nie ma pociągu do tej właśnie formy modlitwy.
Maryja jest naszą pośredniczką i działa jako taka, podając różne propozycje. Serce Jej zranić może ten, kto do Jej Syna nie dąży, nie pragnie Go poznać, nie chce Jego miłości i szydzi z Jego ofiary. Natomiast ten, kto kocha Jej miłość — Jezusa — i stara się do Niego zbliżyć tą z dróg, którą dotrze najszybciej, taki człowiek ma całą pomoc Matki Bożej, która jest też i naszą Matką, doświadczoną, mądrą i radującą się z naszych starań. Trudność odmawiania różańca może być znakiem, że nie tą metodą mamy szukać zbliżenia z Panem. Być może On sam pragnie nami kierować i pragnie zupełnego uciszenia w nas, aby mógł przemówić do oczekujących w milczeniu.
Trzeba prosić nie tyle o pomoc w odmawianiu różańca, ile o pomoc w naszym dążeniu do złączenia się z Chrystusem Panem, o wskazanie właściwych metod, o jaśniejsze ukazanie nam, jak właśnie my możemy się zbliżyć ku Niemu. I o to właśnie powinniśmy prosić Maryję. Ona bez wątpienia wskaże nam tę naszą własną dróżkę.
A jako codzienne źródło tematów do medytacji powinny nam służyć Ewangelie lub całe Pismo święte, bo bez poznania nie może być zażyłości, tak jak bez wielu i ciągłych rozmów nie może być przyjaźni. Chodzi tylko o to, abyśmy rozmawiali ochoczo i szczerze, a o czym, to już On sam zadecyduje. Pozwólmy Mu na to i nie stawajmy się żołnierzem tak karnym, że aż mechanicznym. Mamy stawać się żołnierzem wiernym i gotowym na wszystko.
Tak więc radziłbym Ci czytać i rozmyślać z Pismem świętym w ręku, sięgając do tajemnic różańcowych, ale nie tylko do nich.

środa, 30 listopada 2016

Jak odmawiać różaniec [3]

Ale wielu osobom nie odpowiada właśnie kolejność, uporządkowanie i rozważania skrępowane określonym czasem, ponieważ ich struktura wewnętrzna wymaga zupełnej „ciszy", wyeliminowania wszystkich zewnętrznych bodźców (łącznie z czasem), aby móc się intensywnie pogrążyć w rozważaniu, które ma jeden tylko temat. Podążają ku takiemu spotkaniu z Chrystusem, które będzie miało tylko jeden ton, barwę, melodię duchową. Takie zanurzenie się jest „głębsze" i pozostawia trwalsze skutki, ale wtedy, gdy dusza nie jest niepokojona skrupułami dotyczącymi form zewnętrznych. Dlatego takie niepokoje należy odrzucać. Wszystko to, co rozprasza i krępuje, co powoduje ustępstwa prawdziwej treści na rzecz formy, np. modlitwy, należy odsuwać. Trzeba wtedy przypominać sobie, że formy związane są z potrzebami ludzkiej, fizycznej natury człowieka i mają jej służyć, a nie przeszkadzać w spotkaniu duchowym nas z Bogiem.
Nie ma „lepszych" i „gorszych" modlitw czy nabożeństw. To są stopnie, po których mamy się wznosić ku Bogu. Wybieramy z niezmiernego bogactwa te, których proporcje dostosowane są do naszej własnej budowy; bo nie o to chodzi, po jakich stopniach szliśmy, tylko jak daleko dojdziemy. Różaniec jest modlitwą o starych tradycjach, wypróbowaną przez miliony ludzi, ale skuteczną tylko tam, gdzie nie była odmawiana mechanicznie. Jej esencją jest zawarcie w sobie całości dziejów ziemskich Chrystusa Pana i Maryi, ale i one są tylko kanwą; w oparciu o nie każdy indywidualnie może i powinien budować swój własny, osobisty stosunek do Boga. Tajemnice różańca — to reflektory oświetlające nam bardzo jasno i wyraziście stosunek Boga do ludzkości. Powinny wywołać w nas rezonans, wydobyć z nas odpowiedź: miłość, wdzięczność, zachwyt, uwielbienie, naszą własną modlitwę; ona jest celem prawdziwym.
Nie zapominajmy nigdy o tym, co jest prawdziwym celem.

poniedziałek, 28 listopada 2016

Jak odmawiać różaniec [2]

Konstrukcja materialna jest niezwykle prosta, a przez to łatwa w użyciu, praktyczna, bo tania i niewielka, którą każdy może mieć zawsze przy sobie; pomimo to jest ona oparciem dla rozmyślań na temat całości Boskiej koncepcji zbawienia ludzkości. Jest oparciem, czyli punktem zaczepienia — ma określony początek, rozwinięcie i zakończenie. Ma logiczny podział na trzy równorzędne części. Ten tryptyk odmienny w klimacie uczuciowym uwzględnia potrzeby natury emocjonalnej człowieka, zaspokajając je w całej pełni. Jak uzupełniające się kolory — niebieski (radość, nadzieja, świt rodzącego się nowego świata), czerwień (ludzki trud, dojrzałość cierpienia i purpurowy ogień ofiary), złoto (chwała Boża, światło królestwa Bożego promieniujące przez bramy otwarte dzięki miłości Syna Bożego ku nam) — razem tworzą kolor biały, tak różańcowe tajemnice tworzą jedną zamkniętą całość opowieści o miłości Boga do człowieka, pomimo że rozłożone są na pełną gamę kolorów. Soczewką skupiającą tu pełnię światła i równocześnie rozkładającą je na tęczę barw jest osoba Maryi, Matki Bożej. Oślepiający blask Boga, aby mógł być przyjęty przez człowieka, zostaje rozłożony na cząstki, z których każda zawiera inny fragment całości, o odmiennym jak gdyby naświetleniu, klimacie, nastroju — a wtedy jest on łatwiejszy do zrozumienia i przyjęcia.
Ze względu na fizyczne uwarunkowania człowieka — takie jak proces myślenia przebiegający w czasie i domagający się kolejno postępującego uszeregowania wyobrażeń, aby je następnie, również kolejno i odrębnie, w umyśle rozważyć, ocenić i przyjąć — w różańcu istnieje kolejność, i to podwójna: kolejność faktów czyli punktów zaczepienia wynikających z siebie, a więc kolejność logiczna ułatwiająca płynność rozważań, i kolejność fizyczna poddająca rytm, odmierzająca czas potrzebny na odmówienie „Zdrowaś Maryjo", punktująca każdą dziesiątkę ziaren różańca dłuższym poważnym akordem „Ojcze nasz". To związanie ruchu fizycznego palców z rytmem wymawianych modlitw powinno ułatwić skupienie się (rozładowuje nieład odruchów przez nadanie wiecznie niespokojnym palcom ludzkim rytmu, a jednocześnie nie krępuje ich ruchów). Również rytmiczność modlitw powinna ułatwić koncentrację na temacie, a nie skupiać uwagę na wymawianych słowach. „Zdrowaś Maryjo" ma swoją własną melodię, jak motyw muzyczny czy werset w poezji, i tak należy je odmawiać, a skupić się intelektualnie na rozważanym temacie.
No właśnie: „Zdrowaś Maryjo" ma swoją własną melodię, jak motyw muzyczny czy werset w poezji, i tak należy je odmawiać, a skupić się intelektualnie na rozważanym temacie.

sobota, 26 listopada 2016

Jak odmawiać różaniec [1]

29 IX 1974 r. Mówi ojciec Ludwik.
Chciałbym wyjaśnić rzecz zasadniczą: różaniec jako przedmiot materialny nie znaczy nic sam w sobie, nie jest amuletem ani przedmiotem „cudownym"; tym bardziej nie jest „przepustką do nieba". Przez poświęcenie — tak samo jak medaliki, obrazy sakralne i inne przedmioty kultu religijnego — uzyskuje błogosławieństwo, którym Kościół w imieniu Chrystusa Pana dany przedmiot obdarza, uszlachetnia, czyni „narzędziem służby Bożej" w zrozumieniu natury ludzkiej, pragnącej dla wysiłku umysłu i woli oparcia w obiekcie materialnym. Cześć, jaką obdarzamy przedmioty, odnosi się nie do nich samych, a do idei, którą wyrażają sobą.
Powtarzam stale i z naciskiem: po śmierci ciała — w Bożym świecie bytów duchowych nie istnieje nie ujawnione kłamstwo i żadne pozory nie przesłonią prawdy. Formułki, pozory i gesty formalne nie nasycone treścią są niczym same w sobie, a co ważniejsze — mogą się stać świadectwem obłudy, fałszu, zakłamania, czyli plugawą, cuchnącą szatą duchową osoby „ubierającej się" tak w życiu na ziemi dla oczu świata. Nie jest tak — pocieszam — jeśli nie ma intencji „oszukiwania", a tylko niemożność dostosowania się do tego typu praktyk religijnych. I różaniec stanowi jedną z ozdób przebogatej ramy, którą otoczył Kościół istotę swej rzeczywistości duchowej — Chrystusa Pana.
Różaniec stanowi ułatwienie, pomost przerzucony przez Maryję Pannę dla ludzi, a może raczej mocne i solidne „poręcze" tego pomostu, po którym możemy zbliżyć się do Chrystusa Pana. Są ludzie, którym w ogóle poręcze takie nie są potrzebne, ponieważ idą lekko — ale większość szuka oparcia. Możesz przyjąć różaniec jako wysuniętą przez Maryję Pannę koncepcję pomocy w drodze do Jej Syna, opracowaną tak, aby służyła najszerszym masom ludzi wszystkich poziomów wykształcenia, ras i pokoleń.
Różańce zawieszone na lusterkach samochodów, to kompletne nieporozumienie. Wiele osób traktuje różaniec, jak talizman i stąd te pomysły, by je wieszać na lusterkach. A tymczasem Różaniec stanowi ułatwienie, pomost przerzucony przez Maryję Pannę dla ludzi, a może raczej mocne i solidne „poręcze" tego pomostu, po którym możemy zbliżyć się do Chrystusa Pana. Jeśli potrzebujesz poręczy, to chwytaj różaniec i kieruj swe serce ku Jezusowi.

sobota, 5 listopada 2016

Jezus jest przy tobie

Jeśli pytasz, jak to wprowadzić w życie, poradziłbym ci. On jest przy tobie nieustannie. Wyobrażaj sobie Jego obecność (nie wygląd), np. to, że stoi za tobą, że czujesz Jego dłonie na swoich ramionach, i mów w duchu (jak się mówi do przyjaciela, nie odwracając głowy): „Wiesz, że pragnę dla Ciebie zrobić wszystko, ale nie wiem, co będzie najlepsze. Wiem, że mi pomożesz, a więc robiąc wszystko, co mogę, wedle najlepszej mojej woli i zrozumienia, ufam Ci i resztę (przebieg i rezultaty) oddaję Tobie". On na to czeka.
Chrystus Pan tak bardzo pragnie nam ulżyć, ułatwić drogę. Krzyżem jest samo życie — On nasze krzyże sam pragnie nieść. Nie narzuca ich nam, a zdejmuje. On ma dość sił, aby zdjąć cierpienia całego świata — gdyby świat chciał oddać Mu się w ręce... Jest piękny psalm „Kto się w opiekę" w wybitnym, rytmicznym i pełnym siły przekładzie Jana Kochanowskiego. Sądzę, że on mógłby ci służyć, gdyż posiada dynamikę i piękno formy literackiej (to tak jak mistrzowsko utkany dywan, który rozścielamy przed Panem).
Każde dzieło sztuki jest pośrednio hołdem oddanym Panu, jako dawcy obdarzającemu nas zdolnością stwarzania piękna w kształcie materialnym. Jeśli jest świadomie tworzone w tym celu, aby świadczyło o Bogu, jest formą modlitwy, naszą własną próbą uwielbienia Pana, wyrażenia Mu naszej wdzięczności, miłości, pamięci. Ale musimy pamiętać, że równie prawdziwą modlitwą jest każde działanie ludzkie tworzące dobro. Ludzka zdolność tworzenia dobra jest jednym z największych dowodów świadczących o prawdziwym ojcostwie Boga. Gdybyśmy nie byli bytami duchowymi wyłonionymi z Jego zamysłu miłości, nie bylibyśmy zdolni ani do odbierania, ani świadczenia dobra, które jest miłością aktywizującą się materialnie. Inaczej mówiąc, jak ciepło i blask jest właściwością ognia, tak właściwością miłości jest udzielająca się dobroć — dobroć, która stwarza i rozprzestrzenia dobro, gdziekolwiek tchnie.

No właśnie tak, jak ciepło i blask jest właściwością ognia, tak właściwością miłości jest udzielająca się dobroć — dobroć, która stwarza i rozprzestrzenia dobro, gdziekolwiek tchnie. Tak to właśnie jest. Gdy trafimy do nieba to nie dla naszych uczynków, choć tych dobrych wokół nas nie będzie brakować; trafimy ze względu na miłość – o to chodzi w życiu. A kochając innych, przekazując innym Bożą miłość, rozsiewać będziemy wokół siebie dobro. Tylko dobro.

czwartek, 3 listopada 2016

Musimy zacząć żyć miłością [2]

Jeśli ktoś nie czytał pierwszej części, to proponuję, by przeczytał. Przypominam, iż jest to wypowiedź o. Ludwika, który nade wszystko zwracał naszą uwagę na fakt, iż podstawowym naszym zadaniem tu na ziemi, jest nauka miłości. Posłuchajmy dalej:

Chciałbym Ci zwrócić uwagę na to, że jest to jedyna „nauka" dostępna absolutnie wszystkim, uniwersalna, poza czasem, miejscem, uzdolnieniami i warunkami — bo jest nie ludzka, a Boża, a więc wszechogarniająca, bezmierna, niezniszczalna (śmierć o. Kolbego była właśnie takim dowodem niezniszczalności miłości żyjącej w człowieku). Chciałem Ci wytłumaczyć, dlaczego tak niebezpieczny jest brak harmonii rozwoju wewnętrznego. Może on, tak samo jak przerost religijności traktowanej emocjonalnie, doprowadzić do praktycznego życia poza Kościołem Chrystusowym, bo poza miłością. W przypadku skrajnego rozwoju „pychy rozumu" może to doprowadzić człowieka do schizmy. Wszyscy inicjatorzy odszczepieństw, np. Luter, Kalwin, tą drogą poszli, bo pozostawali stale poza miłością.
Przy emocjonalnym traktowaniu wiary katolickiej jest ona płytka, niepogłębiona. Właściwie nie zna się Tego, kogo się kocha, a w każdym razie nie współżyje się w Nim. Kocha się swoje wyobrażenia o Bogu, a w dużej mierze kocha się też swoje emocjonalne sentymentalne wzruszenia. Wtedy grozi człowiekowi zagubienie się w pozorach manifestowanej pobożności przy braku prawdziwej miłości Boga, objawiającej się w codziennej miłości bliźniego, wymagającej woli, hartu i samozaparcia, a więc trudnej i prawie niewykonalnej bez wsparcia miłością Bożą, a więc bez stałego, serdecznego, bliskiego współżycia z Bogiem.

Każda miłość obejmuje całego człowieka – ważne jest więc, by przeżywanie w którejkolwiek ze sfer nie wyprzedzała przeżywania jej w pozostałych. Zagrożenie dla nas występuje zarówno w postaci „pychy rozumu", jak i przy emocjonalnym traktowaniu wiary.

To są zagrożenia najbardziej powszechne i niebezpieczne zarazem. W zakonach przybierają tylko ostrzejsze i bardziej rażące formy. Bardziej mogą gorszyć, a przez to zrażać do Kościoła, ale zagrażają wszystkim, każdy bowiem człowiek ma przeciwnika w sobie, a to jest ten „skutek grzechu pierworodnego", który ciąży na nas wszystkich. Siły zła i nienawiści (upadli aniołowie) dopiero na tym mogą bazować. Nie docierają do nas inaczej niż poprzez nasze ułomności. Inni ludzie również przez swoje ułomności atakują nas, szczuci jak zwierzęta posłuszne woli tresera.

środa, 2 listopada 2016

Musimy zacząć żyć miłością

Nie można prawdziwie poznać miłości bez doświadczenia jej, bez wejścia w życie miłości, która jest energią duchową, życiem świata duchowego, nieustanną wymianą pomiędzy bytami stworzonymi a Stwórcą, który je kreował z miłości ku nim. W świecie duchowym żyjącym w prawdzie odpowiedzią stworzonych jest miłość wedle pełni ich możliwości kochania.
My, ludzie, nie możemy wkroczyć w wieczność świata duchowego rozpoznając czyli rozumiejąc jego istotę, ale musimy stać się jego uczestnikami, a więc musimy zacząć żyć miłością.
Pod tym względem ziemia jest przedszkolem, ale można skończyć na niej uniwersytet, a nawet zostać profesorem dla innych — zobacz świętych. Wszystko wedle pragnienia nauki, ale nauki — miłości.

Pierwotnie wczytałem całą notkę, ale tyle tu treści, że postanowiłem ją rozbić na drobniejsze, by nic nie uszło waszej uwadze. W tej pierwszej części są trzy akapity. Proponuję każdy z nich przeczytać raz, a po chwili powrócić do niego powtórnie…

Reszta w kolejnych odsłonach.

O niebezpieczeństwie poznania wyłącznie intelektualnego z zaniedbaniem rozwijania w sobie miłości

6 XI 1974 r. Mówi ojciec Ludwik.
Wydaje mi się, że absolutne zdanie się na intelekt z pominięciem intuicji szkodzi rozwojowi pełnej duchowości w tych zakonach, które stawiają na pierwszym miejscu rozwój intelektualny, nie pogłębiając równolegle i w równej mierze mistyki życia wewnętrznego. Chodzi mi o to, że życie wewnętrzne duszy powinno prowadzić do postępu w bezpośrednim zbliżeniu z Chrystusem Panem, który wówczas duszę objaśnia sam, a bezpośrednie „poznanie w Prawdzie" koryguje możliwość błędu uczynionego przez spekulację intelektualną przeprowadzaną przez ludzki umysł. Wszyscy wielcy doktorzy Kościoła byli, ogólnie mówiąc, mistykami — tak święty Tomasz z Akwinu, jak i święci: Augustyn, Katarzyna Sieneńska, Teresa z Avila, Jan od Krzyża...
Kiedy naruszona jest równowaga pomiędzy rozpoznawaniem rzeczywistości przez władze umysłu a rozpoznawaniem rzeczywistości świata duchowego poprzez wolę i miłość...
Nie bardzo rozumiałam, co ojciec Ludwik ma na myśli i poprosiłam o wyjaśnienie. Ojciec Ludwik zaczął tłumaczyć:
Przecież świat duchowy — to świat miłości, a bez woli nie ma pracy nad sobą, przezwyciężania egoistycznej wygody ciała na rzecz wysiłku duchowego, systematycznej pracy nad sobą, naginania się do wsłuchania w „głos wewnętrzny". To wymaga ciszy wewnętrznej. Konieczne jest odsunięcie od siebie wszystkich myśli rozproszonych i niepotrzebnych, odejście od spraw czasowych na rzecz spraw wiecznych — a więc trzeba ustawicznie przekraczać granice czasu, i to przekraczać bez przymusu, a wolą poznania Tego, kogo się kocha. Gdy brak miłości, możliwa jest „oschłość" duchowa prowadząca do pychy intelektu, który przejmuje powoli, a co gorsza niezauważalnie dla człowieka, rolę „głosu wewnętrznego", głosu naszego ducha, i on zaczyna prowadzić człowieka po bardzo niebezpiecznej drodze intelektualnego poznania rzeczywistości miłości bez zanurzenia się w niej — jak gdyby z zewnątrz, z ubocza.

Ojciec Ludwik mówił o tym w kontekście życia zakonnego, bo to był świat, który on najlepiej znał. Ale zwróćmy uwagę, że skoro tak ważna jest ta równowaga w życiu zakonnym, to o ileż ważniejsza jest w naszym życiu ludzi świeckich?