wtorek, 30 czerwca 2009

Czyściec

Wszechświat to Boży dom. Nieskończone jest Jego królestwo, bez przestrzeni i czasu, bez śmierci, bólu i trwogi, ale każdy z nas wnosi tu siebie, i ile jeszcze jest w nas niedoskonałości, tyle może być cierpienia. Tylko jest to cierpienie wewnętrzne, nasze własne, a nie płynące z zewnątrz. Tu nikt nikomu bólu zadać nie może, ale boli nas nasza niedoskonałość. Przede wszystkim bolesne jest zmarnowanie szans, które każdy z nas otrzymał do wykorzystania, jak gdyby do „rozliczenia się", ale przecież naprawdę po to, aby przynieść Mu sobą chwałę — według swoich możliwości.

Ile szans zmarnowaliśmy? W ile sytuacji nie weszliśmy - potoczyły się, ale bez nas. Te wszystkie niewykorzystane odezwą się w nas naszym cierpieniem.


piątek, 26 czerwca 2009

CHRYSTUS NIE DAŁ MI ZGINĄĆ

25 VI 1974 r. Mówi Bartek.

— Niebo to stan nieskończonego szczęścia w pełnym zjednoczeniu z Bogiem, to życie w Życiu Bożym, udział w nim: aktywny, świadomy, niezmiernie nasycony, bogaty; to wymiana miłości, która ze strony człowieka ma możność wzrostu nieskończonego. W niebie jest tylko kierunek dośrodkowy — ku Niemu, w pełni świadomości, z pełnią pragnienia. Niebo to nie bramy ani forteca. To my jesteśmy fortecami, każdy — sobie. To od nas zależy otwarcie bram, zburzenie murów, którymi oddzieliliśmy się. Jeśli już na ziemi zrobimy to, zwalimy przeszkodę, która „nie pozwala" Bogu zbliżyć się do nas, wówczas On może nas kochać (tak jak sam tego pragnie); a jeśli da się Bogu tę możność, o resztę już można być spokojnym.

Po pierwsze mamy tu kolejne potwierdzenie tego, że niebo, to stan, a nie miejsce – stan (…) w pełnym zjednoczeniu z Bogiem. I dalej to wymiana miłości, która ze strony człowieka ma możność wzrostu nieskończonego. A następnie przepiękne zdanie: W niebie jest tylko kierunek dośrodkowy – ku Niemu, w pełni świadomości, z pełnią pragnienia. Wielokrotnie podkreślałem, że tu możemy mieć jedynie przeczucie, iż naszym zadaniem jest to, by nauczyć się kochać, a wszystko po to, móc się w pełni zjednoczyć z Bogiem – gdy już będziemy po tamtej stronie stanie się to dla każdego z nas oczywistością. Dokładnie to samo mówi nam Bartek.

Ale mówi jeszcze coś, co nie wymaga już żadnego komentarza: To od nas zależy otwarcie bram, zburzenie murów, którymi oddzieliliśmy się. Jeśli już na ziemi zrobimy to, zwalimy przeszkodę, która „nie pozwala" Bogu zbliżyć się do nas, wówczas On może nas kochać (tak jak sam tego pragnie); a jeśli da się Bogu tę możność, o resztę już można być spokojnym.



wtorek, 23 czerwca 2009

Pewność, że Bóg nas kocha [2]

Dziś dalsza część wypowiedzi o. Ludwika (pytanie w tym dialogu zadaje oczywiście Anna):

— (…) Jezus Chrystus zezwolił na najstraszliwszą, haniebną śmierć, ażeby stała się świadectwem prawdy Jego słów! A więc przejawiła się nam miłość w kształcie najczystszym — bezinteresowna, całkowita, aż do zatracenia siebie. Jego miłość była tak niecierpliwa, że zeszedł „do swoich", gdy świat był jeszcze nie przygotowany, gdy tylko jedna kobieta zgodziła się zaufać Bogu, gdy kilkunastu ludzi zdolnych było pokochać Jezusa i uznać Go Nauczycielem.
— Czy dziś jesteśmy już przygotowani?
— Sądzę, że i dziś byłoby „za wcześnie" z ludzkiego punktu widzenia. Ale Jezus Chrystus przyszedł nie na „przygotowany świat", ale aby świat przygotować. I dzięki Jego świadectwu obraz ludzkości jest jednak optymistyczny. Istnieje potężny Kościół powszechny którego oddziaływanie będzie coraz bardziej odciskać się na kształcie ludzkości, istnieje dla was sens życia, cel i nadzieja, a przede wszystkim zaszczepiona została ludzkości miłość jako konkret, sposób działania jednych na drugich — i tam, gdzie działa, tworzy cuda. Ale pamiętaj, że u podstawy leży pewność, że Bóg nas kocha, a to objawił nam Chrystus sobą, swoją śmiercią. Przeczytaj jeszcze raz Dzieje Apostolskie od początku, bo to, co zaszło po śmierci Jezusa Chrystusa, zaprzecza ludzkiej logice. Już nie na Nim, a na Jego słowach opierali się pierwsi chrześcijanie — na słowach potwierdzonych świadectwem śmierci i zmartwychwstania.

sobota, 20 czerwca 2009

Pewność, że Bóg nas kocha

Dziś myśl krótka, ale bardzo wymowna:

Świat duchowy jest ogromny, ale i on został wyłoniony z miłości. Miłość jest przyczyną stwórczą. Miłość stoi u początku wszystkiego. Dlatego tam, gdzie przejawia się miłość, jest na pewno zawsze działanie Boga.

Nade wszystko zadanie końcowe: tam, gdzie przejawia się miłość, jest na pewno zawsze działanie Boga. Ale zwracam uwagę na argumentację, bo w niej są zawarte bardzo głębokie myśli.

Miłość jest przyczyną stwórczą. Miłość stoi u początku wszystkiego. Nade wszystko dotyczy to stworzenia świata i wszystkich istot duchowych, ale przecież skoro my kochamy tą samą miłością, to oznacza, że my również mamy udział we stwarzaniu świata. Świat się stwarza nieustannie dzięki temu, że kochamy, że pozwalamy by Bóg poprzez nas przelewał swoją miłość na drugiego człowieka!


czwartek, 18 czerwca 2009

BÓG W TRÓJCY ŚWIĘTEJ [2]

Jest jeden Bóg, ale w trzech Osobach, bowiem miłość w Trójcy Świętej jest wymianą energii wypełniającej trzy Osoby Trójcy. Możesz sobie wyobrazić nieustanne krążenie Energii o nieskończonej mocy i potędze? Jest to miłość zespalająca Ojca z Synem i Duchem Świętym.
Nic więcej nie mogłabyś zrozumieć. I nikt z ludzi nie może objąć spraw dziejących się w wymiarach, wobec których jesteśmy tylko pojedynczymi atomami. Dlatego trzeba przyjąć dogmat o istnieniu Boga w Trójcy Jedynego jako tajemnicę miłości Bożej w jej pełni. Wobec tej Pełni miłości, w której jest Trójca Święta udzielająca się sobie, nie jest potrzebny Bogu żaden wszechświat — nikt i nic — gdyż nic powiększyć nie zdoła istniejącej w Bogu miłości ani też jej ująć.

Wcześniej spotkałem się z taka interpretacją, że to właśnie Duch Święty jest tą miłością, która nieustannie krąży między Ojcem, a Synem. Różnica niby drobna, ale istotna, bo z niej się bierze to przekonania, iż Bóg jest osobową miłością (w ujęciu o. Ludwika miłość nie miałaby charakteru osobowego). To oczywiście jest jeszcze trudniejsze do zrozumienia i zapewne dlatego o. Ludwik w takie szczegóły już się nie wdawał. Wszak sam napisał Nic więcej nie mogłabyś zrozumieć i od razu dodaje, że nie tylko Anna, nie jest w stanie tego zrozumieć, że ta niemożność dotyczy po prostu człowieka.

Ale choć nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć, to świadomi tego, że do niczego Bogu nie jesteśmy potrzebni, możemy się cieszyć, że jednak nas powołał do życia! I o tym właśnie o. Ludwik mówi dalej:
Dlatego też przyjmować należy z wdzięcznością i podziwem tajemnicę miłości Boga do nas — zrodzenie nas i wszystkich innych bytów powołanych do miłości, gdyż powstałych z miłości bezinteresownej, wielkodusznej i nieskończenie wspaniałomyślnej. W powołaniu nas do istnienia wyraża się dobroć i miłosierdzie miłości Bożej, Jej ojcowski charakter.

Ale posłuchajmy jeszcze, jak o.Ludwik zakończył swoją wypowiedź:
Widzisz! Wszystkie słowa są za małe i prawie nic nie znaczą wobec Prawdy. Świadczą jedynie o tym, że Prawda istnieje w swojej pełni, tajemniczej dla nas, bo nie dającej się objąć ani zmierzyć. Trzeba przyjąć, że istnieją wielkości dla nas niepojęte, a cokolwiek dotyczy tajemnicy miłości obejmującej Trójcę Świętą, a także miłości Boga powołującej z niebytu istoty duchowe, rozumne i świadome siebie (po to, aby mogły być nasycone miłością i stały się same jej dawcami w mierze dla nich dostępnej), to wszystko należy do zakresu wielkości, w których my się mieścimy, ale których nigdy nie posiądziemy. Trzeba je przyjmować w świadomości ich zawrotnej głębi i mądrości!


czwartek, 11 czerwca 2009

BÓG W TRÓJCY ŚWIĘTEJ

14 V 1973 r. Mówi ojciec Ludwik.
Posłuchaj uważnie. Tłumaczę to tobie po to, abyś zrozumiała, czym jest miłość.
Każda miłość jest energią udzielającą się, dążącą do wypełnienia próżni. Jest to energia duchowa, a więc udziela się bytom duchowym i jest przez nie przyjmowana aż do granic możliwości wchłonięcia jej, różnej dla każdego z nieprzeliczonej mnogości rodzajów bytów duchowych. Dawcą jest tylko jeden Bóg. Wszystkie inne byty zrodzone zostały przez Niego — z miłości, gdyż miłość pragnie mnożyć szczęście, uszczęśliwiać (w człowieku wyraża się poprzez każdą działalność twórczą). Bóg jest Istotą Miłości. On jest Tym, Który Jest, „a wszystko z Niego powstało".


W najbliższych notkach przedstawię to, co na temat Trójcy Świętej mówił o. Ludwik.

Zaczyna od nazwania miłości energią duchową. Zwracam uwagę, na to sformułowanie Każda miłość jest energią udzielającą się, bo to wyraźnie wskazuje, że tu nie chodzi o materialne rozumienie energii (energia jest formą materii, o czym każdy wie, przytaczając słynny wzór E = mc2). Po chwili zresztą o. Ludwik mówi wyraźnie Jest to energia duchowa, jakby obawiał się tego materialnego rozumienia. Ale przeczytajmy dalszą część zdania Jest to energia duchowa, a więc udziela się bytom duchowym. Wielokrotnie podkreślałem to, że miłość obejmuje całego człowieka, ale w tym sformułowaniu mamy wskazanie na początek, na zaczyn… Obejmuje ciało, ale nie zaczyna się od pożądania (rozumianego cieleśnie, a nie, jako nieodparta chęć posiadania). Obejmuje rozum, ale nie zaczyna się od aktu woli. Zaczyna się od ducha!

Czytajmy dalej i jest przez nie (t.j. byty duchowe) przyjmowana aż do granic możliwości wchłonięcia jej, różnej dla każdego z nieprzeliczonej mnogości rodzajów bytów duchowych. A zatem po pierwsze miłość dotyczy wszystkich istot duchowych – nas ludzi, ale także aniołów, w tym upadłych aniołów. Jednak trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że różne są granice możliwości wchłonięcia tej miłości. Wiemy, że szatan nie przyjmuje tej miłości, ale jednocześnie wiemy, że nie chce jej przyjąć. Bóg każdej istocie duchowej udziela swej miłości, ale ile tej miłości jest, zależy od tego, ile jej ta istota przyjmie. Bóg napełnia nas nią do granic możliwości wchłonięcia.

Kolejne zdanie to Dawcą jest tylko jeden Bóg. Doskonale to wiemy, ale obawiam się, że aż nazwyt często banalizujemy to zdanie – nie zauważamy jego konsekwencji. A z tego przecież wynika, że jeśli tylko jesteśmy pewni, że przeżywamy miłość, to wiemy kto ją w nas rozbudził!

I wreszcie zakończenie tego wątku: Wszystkie inne byty zrodzone zostały przez Niego — z miłości, gdyż miłość pragnie mnożyć szczęście, uszczęśliwiać (…). Bóg jest Istotą Miłości. On jest Tym, Który Jest, „a wszystko z Niego powstało". Główna myśl nie wymaga żadnego komentarza, ale zwrócę uwagę – jeśli nie wiesz, czy kochasz, spytaj siebie, czy ty pragniesz mnożyć szczęście, uszczęśliwiać (byle nie na siłę, tak jak i On nie uszczęśliwia nas na siłę).



niedziela, 7 czerwca 2009

Braterstwo w Bogu [2]

Teraz wyobraź sobie tak: to co nieśmiertelne i niewidzialne rozwija się przez wieki pracą fizyczną w materii (acz nie dla materii) wykonywaną przez istoty przemijające w szeregu pokoleń, z których każde coś od siebie dobudowuje. Wyobraź sobie gmach Katedry tak wielki, że buduje się go już dwa tysiące lat. Mrowie robotników się roi, każdy coś tam dłubie, jakiś malutki szczegół, często nie zdając sobie sprawy z tego, gdzie i do czego on będzie służyć. Cała budowla pokryta jest tak gęsto siecią rusztowań, że nikt jej kształtu nie odgadnie. Nie zmienia się tylko Architekt. On rozdaje robotę i wskazuje miejsce pracy, każdemu według uzdolnień. Ale czyż Architekt, który wie czego pragnie i zna przyszły kształt budynku, może każdemu z dniówkowych robotników tłumaczyć całość budowy? Trzeba zaufać temu, który plany stworzył, tym bardziej że dla nas buduje. On ma królewski dom!
Teraz zrozum, przyjdzie czas, kiedy rusztowania spłoną, opadną i ujawni się całe piękno Katedry: ona sama, a nie jej przyobleczenie. Będzie „ziemia nowa", przemieniona, przesycona Duchem, wieczna już, gotowy dom ludzkości ofiarowany Bogu. I jeszcze coś, każdy robotnik będzie sam „cegłą" w tej budowli. Jesteśmy istotami duchowymi, wiecznymi, ale jesteśmy związani z ziemią, ponieważ kochamy się. Ludzkość jest rodziną!


Powtórzę:
Trzeba zaufać temu, który plany stworzył...


czwartek, 4 czerwca 2009

Braterstwo w Bogu

Rozwój wewnętrzny człowieka jest rozwojem w nim miłości Bożej, a więc rozwojem jego osobowości w obecności Bożej, jest zezwoleniem człowieka, aby w nim i poprzez niego działał Bóg, tak jak zechce sam. Jest to więc złożenie własnej woli w ręce (przebite ręce!) Chrystusa, zaufanie za Zaufanie (obdarzenie nas pełnią wolności), miłość za Miłość, zakiełkowanie w nas ziarna złożonego w każdym z nas w chwili narodzin, początek rozwoju — wrastania w życie wieczne, które jest współżyciem z Bogiem! Tu, w wieczności każdy z nas współuczestniczy w życiu Boga, każdy indywidualnie współżyje z Nim, jak dziecko w domu Ojca, a ponieważ Ojciec jest jeden — wszyscy jesteśmy braćmi! Braterstwo „w Bogu" jest jedną z najcudowniejszych, najbardziej oszałamiających rzeczywistości w naszym życiu!

Tu jest tyle treści, że właściwie moja rola powinna sprowadzać się jedynie do tego, by do tego tekstu powprowadzać pauzy. Dźwięk musi kontrastować z ciszą, by dobrze wybrzmiała jego pełnia.
A więc zaczynam: Rozwój wewnętrzny człowieka jest rozwojem w nim miłości Bożej – nie szukajcie swojego rozwoju w niczym więcej - jest rozwojem w nim miłości Bożej.
A teraz trochę więcej: Rozwój wewnętrzny człowieka jest rozwojem w nim miłości Bożej, a więc rozwojem jego osobowości w obecności Bożej, jest zezwoleniem człowieka, aby w nim i poprzez niego działał Bóg. Pamiętajcie – nie po to Bóg dał nam wolność, by jej teraz nie szanować – Bóg niczego nie robi wbrew naszej woli (choćby mógł; szatan też niczego nie robi wbrew naszej woli, ale tylko dlatego, że nie jest w stanie - dlatego tak skwapliwie korzysta z podstępu, z kłamstwa). Na wszystko, co się z nami dzieje
(i dobrego i złego) musi być nasze przyzwolenie. Ale zwróćmy uwagę również na końcówkę tego zdania - w nim i poprzez niego - To nie jest pusty slogan, gdy mówimy, że jesteśmy tylko narzędziami w rękach Boga. Działanie Boga zawsze ma dwa wymiary – jeden, dotyczący nas samych (rozwój wewnętrzny) i drugi Jego działania poprzez nas dla innych.
I wreszcie sama końcówka tego zdania: tak jak zechce sam. Nam najczęściej wydaje się, że wszystko wiemy najlepiej – a to nieprawda – Tylko On wie; my możemy się co najwyżej domyślać, mieć jakieś niejasne przeczucie…