poniedziałek, 22 grudnia 2014

Polegamy na Nim dla Niego samego

Na ziemi nie stoi temu na przeszkodzie nic prócz naszego braku miłości (mówię znowu o wierzących w Boga, ale nie wierzących — Bogu). Jeżeli Ojciec nasz mówi nam, że nas kocha, musimy Mu zawierzyć (wedle Jego stosunku do nas, a nie naszego do nas samych). Odrzucając osobę własną z jej ograniczonością, jej brakiem miłości, jej nicością, a skupiając się na Nim samym, przestajemy odmierzać, sprawdzać, porównywać, czyli robić błędy. Polegamy na Nim dla Niego samego — tak jak dziecko, które ufa ojcu, bo jest jego ojcem, a na myśl mu nie przychodzi pytanie, czy ojciec może kochać takie dziecko jak ono.
Ufność — to zawierzenie miłości Boga, o której On sam nam świadczy; i to powinno wystarczyć. On mówi nam, że kocha nas bez granic, i tak jest, ponieważ stworzył nas z miłości. Przyjmując Jego zapewnienie miłości całym sobą, jak dziecko, oddajemy się Jemu, pogrążamy się w ciemnym (dla rozumu) zawierzeniu Jego miłości — z poczuciem całkowitego bezpieczeństwa, bez przewidywań, niepokojów i trosk. To odtąd będą Jego troski i niepokoje — nie nasze. Absolutna radość, beztroska i spokój wewnętrzny — to dary Jego dla tych, co Mu ufają, to największa, najintymniejsza, najbardziej bliska Jego serca droga ku wieczystemu współżyciu z Nim i, jak widzisz, jedyna logicznie słuszna; dodam też, że przynosząca największe i najszybsze rezultaty.

Zwrócę tylko uwagę na to zdanie w nawiasie - mówię znowu o wierzących w Boga, ale nie wierzących — Bogu, które poprzedza uwaga o naszym braku miłości. Bo to w nim zawarte jest to, co różni tych którzy zatrzymali się w rozwoju swojej wiary od tych, którzy mieli odwagę pójść dalej. Wszystko zaczyna się od pokochania Boga – jeśli pokochamy, zaczynamy Mu ufać, tak jak dzieci ufają kochającemu ojcu. Nasze spojrzenie na siebie samych staje się nieistotne, bo ważniejsze jest to, że On nas kocha i prowadzi po takich drogach, które są dla nas najlepsze – Jemu możemy oddać wszystkie troski i niepokoje, jakie na nas przychodzą. Absolutna radość, beztroska i spokój wewnętrzny — to dary Jego dla tych, co Mu ufają.

14 komentarzy:

  1. Staram się ufać choć czasami jest ciężko. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno, bo taki jeden ogoniasty ciągle rozbudza w nas nasze lęki.
      Korzystając z tegorocznych wyjątkowo długich świąt przeczytałem wszystkie listy, jakie mi ocalały z tych późniejszych, które już nie wchodziły dl "Listów..." i tak, jak teraz zamieściłem to, co pisałem wtedy na temat celibatu, tak niedługo opublikuję to, co napisałem o lękach i szatanie.

      Usuń
  2. A ja zwróciłam uwagę na zdanie;
    "...tak jak dziecko, które ufa ojcu, bo jest jego ojcem, a na myśl mu nie przychodzi pytanie, czy ojciec może kochać takie dziecko jak ono."
    To się odnosi do ojców, którzy potrafią kochać swoje dzieci; a ilu jest ojców, którzy nie potrafią kochać swych dzieci? gdzie te dzieci mają poznać smak miłości ojcowskiej? jaki mają wzorzec? Co jeśli doświadczali w życiu ojca, jak ten z pieśni;
    "...lecz kiedy ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy kto się do matki uciecze..." czy kochający ojciec rozgniewany siecze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, poruszyłaś bardzo poważny problem. Wszelkie problemy w funkcjonowaniu rodziny przekładają się na późniejsze problemy budowania relacji z Bogiem.

      Usuń
  3. Ja myślę, że nawet jeśli rodzony ojciec czy rodzona mama nie dali nam prawdziwej miłości, to swoją siłę możemy odzyskać dzięki miłości Boga, jaką On nam ofiaruje.T Myślę, że trzeba tylko chcieć jej doświadczyć, trzeba się chcieć na nią otworzyć, otworzyć się na Niego. Jesteśmy naczyniem, które nie lubi być puste, więc lepiej zapełnić je czymś słodkim i dobrym niż napojem gorzkim, tzn. pamięcią o goryczy i ciągłym przeżywaniem krzywd wcześniej doznanych,nawet wiele lat temu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy tak próbowałam zrozumieć życie (moje i nie tylko, bo tak w ogóle) na sposób świecki i na sposób taki, o jakim mówi nam Biblia, to zrozumiałam to tak. Żyjemy sobie i wchodzimy w życie tak, jak prowadzą nas rodzice. Niczego nie świadomi obserwujemy życie u boku rodziców i uczestniczymy w nim. Nie jest ono idealne, w każdym przypadku daje wiele do życzenia, niestety, bo ludzie mało co rozumieją z tego o czym mówią nam księża w kościele. Ja sama do niedawna nie rozumiałam o co chodzi w ewangelii albo inaczej: rozumiałam każde ze słów, ale nie miałam pojęcia jak to przełożyć na moje życie, co zrobić, żeby było dobrze, tzn. po Bożemu . Wiem, że gdybym wszystko to co wiem teraz wiedziała dużo wcześniej, to w każdym trudnym momencie mojego życia nie załamywałabym rąk i nie szukałabym odpowiedzi tam gdzie nie powinnam, bo to nic ie pomogło...Dzisiaj rozumiem, że rodzice byli "zainfekowani" grzechem a więc dali złemu duchowi dostęp do swojego życia, a prostym językiem mówiąc : nie stworzyli mi dobrego i spokojnego domu i wzorce rodziny pochodzenia, a więc ich zachowań odcisnęły na minie piętno. Czułam, że coś jest nie tak, szukałam odpowiedzi na wiele pytań, które mnie dręczyły. Razem z mężem wiele czytaliśmy, żeby zrozumieć,żeby odpowiedzieć na całe mnóstwo pytań,które zaczynały się od słowa "dlaczego" . Najpierw zaczęło się od tego, że mieliśmy do siebie pretensje o różne drobne rzeczy, które z czasem były coraz trudniejsze. W efekcie naszych poszukiwań dowiedzieliśmy się o tym, co w procesie wychowania "zafundowali " nam "kochający" rodzice. Dziś już wiemy o nieprawidłowościach w zachowaniach naszych rodziców sporo o "Toksycznych rodzicach", o " Toksycznych ludziach" czy " Toksycznych związkach" i jaki to ma wpływ na kolejne pokolenia (problemy osób typu DDD, DDA, DDR), a także jak "Żyć w rodzinie i przetrwać" . Uzyskałam sporo odpowiedzi i ...zrozumiałam, że muszę nauczyć się żyć lepiej niż oni i przerwać ten wzorzec, a więc po swojemu. Brakowało mi jednak podpowiedzi i jeszcze długo myśleliśmy z mężem na swoj temat w kategoriach ofiary, osób pokrzywdzonych. Rozumieliśmy, że nasi rodzice byli "skrzywieni" przez swoich rodziców a ci z kolei poczucie bezpieczeństwa i brak dobrych wzorców stracili np. przez wojnę. Tak można by w nieskończoność szukać wytłumaczeń, ale dawało to nam osobiście tylko zrozumienie a nie ukojenie,którego szukaliśmy. Ukojenie wszystkich krzywd, które stały się naszym udziałem, może dać tylko Bóg, a więc zrozumienie tego co On nam przekazuje. On nas kocha bez względu na to kim jesteśmy i jaki :schody" pokonujemy w życiu. Nawet zauważyłam,że im ciężej nam jest, tym szybciej zwracamy się do Niego o pomoc, o miłość, szukamy w Nim wsparcia/ oparcia, szukamy w Nim poczucia bezpieczeństwa i miłości, których brakowało nam obojgu w domu rodzinnym. Wiemy dziś, że te grzechy, które popełniali nasi rodzice, były przez jakiś czas kontynuowane w mojej rodzinie poprzez pielęgnowanie naszego (tzn. mojego i męża) poczucia krzywdy. My sobie współczuliśmy, ale też katowaliśmy się, robiliśmy sobie istne "piekło" w naszych głowach...tylko dlatego, że nie rozumieliśmy, że i tak jest KTOŚ, kto zawsze nas kochał mocno i szczerze. Teraz już wiemy także , że każdy popełnia błędy z jakichś powodów (kiedy urodziłam pierwsze dziecko, to czytałam książkę na temat pielęgnacji noworodków i uspokoiło mnie zdanie "nie ma idealnych rodziców, najważniejsze, że rodzice kochają swoje dzieci" ). Dzisiaj wiemy, że można i nawet trzeba (!!!) przerwać złe (wzorce) dla dobra własnego (tu i teraz) oraz dla reszty naszych przyszłych pokoleń,. Wiemy też, że ne pewno tak chciałby Bóg. Może to życie jest po to, żeby siebie naprostować, czyli przybliżyć się do Boga w tym życiu, znów dać Mu rękę i pozwolić się znów prowadzić, być posłusznym Jego namowom i odnaleźć najlepszą z wszystkich możliwych dróg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znowu jest tak, że podpisałbym się pod każdym Twoim słowem. Piszesz Tak można by w nieskończoność szukać wytłumaczeń, ale dawało to nam osobiście tylko zrozumienie a nie ukojenie,którego szukaliśmy. Ukojenie wszystkich krzywd, które stały się naszym udziałem, może dać tylko Bóg, a więc zrozumienie tego co On nam przekazuje. - i to dokładnie tak właśnie jest. A przy tym popatrz, jak Pan wami kierował, byście mogli dojrzeć do odkrycia tej prawdy - te lata poszukiwań, które pozornie były od Niego odległe, były konieczne, by odkryć tę prawdę, że prawdziwe ukojenie jest możliwe tylko w Nim!
      Jestem szczęśliwy, że ktoś, kto już tak głęboko patrzy na życie, trafił na moje blogi :)

      Usuń
  5. Dzięki.:)
    No, powiem szczerze, że nie było "letko" :) , ale wtedy, gdy byłam najbardziej pogubiona, w myślach prosiłam Boga, "żeby już wszystko było w porządku" i.... udało się :) Wiem dlaczego :)
    Ja też bardzo się cieszę, że tu jestem. Powiem jeszcze to, że rozmowa z innymi ludźmi na ich blogach o problemach jest OK, ale już ta sama rozmowa w kategoriach wiary czy Boga jest "demode". i , przyznam, że czuję się z tym dziwnie nieswojo...
    Z własnego doświadczenia wiem, że każdy człowiek chce być szczęśliwy, ale po prostu nie wie jak żyć i jak to zrobić. Tak, jak kiedyś zrobiłam "prawko" (prawo jazdy) i dzięki niemu wiem, jak się zachowywać na jezdni, żeby nie doznać uszczerbku na zdrowiu i innych nie pokiereszować, tak "prawka na życie po Bożemu", choć je zrobiłam, tzn. wszystkie sakramenty przyjęłam i moje dzieci też, to nikt mi dobrze nie "przetłumaczył "na prosty język polski, tzn. tak po ludzku, żebym wiedziała, jak mam/ powinnam żyć i co robię źle, czyli absolutnie czego nie powinnam robić. Ostatnio zauważyłam, ze w moim kościele wisi hasło "poznawajcie ewangelię..." i słyszę, że ksiądz też zaczyna mówić do ludzi bardziej zrozumiale. Myślę poza tym, że każdy człowiek ma w swoim życiu różne okresy dojrzewania. To są różne etapy, które psychologia próbuje określić mówiąc kolejno o psychologii dziecka, psychologii młodzieży czy wreszcie o psychologii dorosłego człowieka. Ja już jestem dorosła, ale pewnie jeszcze nie raz się okaże "w praniu", że do kolejnych spraw czy problemów, jakie przyniesie życie, będę musiała kolejny raz "dorosnąć", żeby im sprostać. Wtedy też będę prosić o pomoc i prowadzenie, i będę im posłuszna..
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Slyszymy jak wazne jest kochac Boga ale rzadko dostajemy wskazowki jak do tego dojsc.W Bibli jest napisane,ze Bog sie objawil w tym co stworzyl a najbardziej w czlowieku, a potem w Synu przez ktorego takze przemowil. Czyli nasz Stworzyciel daje nam do zrozumienia ,ze by Go pokochac musimy Go poznac.Szczodrze daje nam sie poznac ale nasza uwaga nie jest na to skierowana. Od urodzenia jestesmy trenowani jak rozpoznac diabla naszymi oczami przez to jak dziala,zmyslami a nawet w snach.Niestety nie otrzymujemy tego rodzaju treningu jezeli chodzi o rozpoznanie Pana Boga w naszym zyciu.Czesto modlimy sie o cos a nie rozpoznajemy odpowiedzi na modlitwe,bo nie ma w naszym mozgu informacjii jak Bog dziala. Pan Bog jest najwazniejsza,najbardziej interesujaca Osoba jaka personalnie mozemy poznac i z jaka miec aktywny zwiazek.Pomocne jest czytanie Pisma Swietego z uwaga na Panu Bogu,jak dziala z ludzmi,jego myslenie,postrzeganie,uczucia,itd.Zawsze mozna prosic Pana Jezusa o zrozumienie.Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację, że to poznanie jest bardzo ważne, a w tym kontekście jak ważne jest czytanie Pisma Świętego. Jednak ja świadomie napisałem Wszystko zaczyna się od pokochania Boga. Nasze poznanie zawsze będzie ułomne, bo trudno by byt niższy poznał byt wyższy - to jest po prostu niemożliwe. A więc nie jest prawdą, że poznanie jest warunkiem koniecznym do tego, by pokochać. Jest akurat na odwrót - najważniejsze, to pokochać. Bóg jest jedynym źródłem miłości - nie ma innego źródła. Jak by chciał, to świat tak by urządził, że każdy by Go kochał - ale On tak nie chciał. Nie po to dał nam wolność, by jej teraz nie szanować. I dlatego, choć to On jest źródłem miłości, to o miłości do Niego my decydujemy - wystarczy, że zapragniemy Go pokochać, a On ześle na nas tę miłość. No i od tego warto zaczynać swoje relacje z Bogiem.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Jemu możemy oddać wszystkie troski i niepokoje, jakie na nas przychodzą"
    Chociaż nie jestem katoliczką, za to chrześcijanką na pewno, więc w cudowny wręcz sposób słowa, które zamieściłeś w liście wpisują się w to wszystko, co dla mnie ma związek z Bogiem i Jego bezgraniczną miłością do nas ludzi. "Zły" często wkrada się w nasze życie i próbuje sprawić, abyśmy upadli i zwątpili. Jednak na moje szczęście nauczyłam się oddawać niepokój, troski, poirytowanie Bogu...A wtedy przychodzi spokój... wyciszenie...radość... ustępuje ból...
    Z całego serca wierzę, że Jezus poniósł wszelką chorobę, wszelaką naszą niemoc i utrapienia na krzyż. On powiedział: Wykonało się, zapłacono w całości... Więc jeśli cokolwiek nas dotyka w tym świecie - Nie ma racji bytu...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś szczęśliwa, że tego się nauczyłaś :) Pozdrawiam bardzo serdecznie.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.