Z tego, co ci podałam, zorientowałaś się, jak mało jest wśród
tzw. „samobójców" świadomych i planowo zrealizowanych decyzji. Większość
to są ofiary przeprowadzonego na nich zamachu. Zamachu zdradzieckiego,
podstępnego, bo niewidzialnego, dokonanego przez wroga, przy którym gestapo
jest marną imitacją prawdziwego terroru (masakrowania nie ciała, a psychiki
człowieka). Widzisz, wytrzymałość ludzka jest bardzo różna. Jedni odporni są na
ból fizyczny, inni na presję psychiczną, przy czym w wypadku choroby, używania
środków przeciwbólowych kojących czy usypiających samokontrola słabnie i
człowiek staje się bardziej bezbronny. Także wszelkie momenty załamania
okolicznościami zewnętrznymi (tak jak w przypadku Bartka, który nie tylko był
bardzo wyczerpany i chory, ale i wstrząśnięty nieumyślnym spowodowaniem
wypadku) powodują, że człowiek może się ugiąć, przyjmując pokusę jako coś dla
niego najlepszego — gdyż tylko w takim „opakowaniu" będzie ona
zaakceptowana. Ale nigdy nie będzie wtedy odwrócenia się od ludzi i Boga,
odrzucenia, pogardzenia Bogiem i ludźmi. To tak, jak nieumyślne zabójstwo różni
się od morderstwa z premedytacją, chociaż wynik jest równie tragiczny. Ale nie
skutki.
Pragnę cię uspokoić, ja nie popełniłam samobójstwa z
premedytacją, to był wypadek. I tylko tak należy moją śmierć rozumieć.
( . . . )
Mówię ci. Tu widzi się, że miłość Chrystusa do nas przekracza
całkowicie naszą możność pojęcia jej. Żyjemy w niej jak w powietrzu, tylko nie
chcemy zrozumieć tej prawdy, póki żyjemy. Wydaje się tak sprzeczna z
niesprawiedliwością i nienawiścią władającymi ziemią. A przecież to jest nasza
własna niesprawiedliwość, nasza nienawiść...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.