5 VII 1970 r. Mówi matka Marka po
mojej rozmowie z Markiem…:
— Każdy czyn spełniony z miłości owocuje, choć czasami
niewidocznie lub późno. Po prostu wszystko, co czynimy z miłości do innych,
odrzucając miłość siebie, jest czerpaniem z nieskończonej miłości Boga, z Jego
energii i potęgi, jest więc łączeniem się z Nim — niezależnie od naszej
nieświadomości czy błędów w rozumowaniu. jest zawiązaniem więzów braterstwa i
przyjaźni z Nim samym. Inaczej, każda ofiara z siebie jest „naśladowaniem
Chrystusa", jest zawiązaniem więzów braterstwa i przyjaźni z Nim samym.
Krótki fragment, a
tyle ważnych myśli. Nade wszystko mamy tu bardzo wyraźne stwierdzenie, że
wszystko, co czynimy z miłości jest
czerpaniem z nieskończonej miłości Boga
Wielokrotnie to
podkreślałem, że nie istnieje nic takiego, jak ludzka miłość – Bóg jest jedynym
źródłem miłości i każda miłość od Niego pochodzi. I dzieje się tak niezależnie od
tego, czy jesteśmy świadomi tych mechanizmów, czy też tej świadomości nie
posiadamy (nb. to jest bardzo ważne stwierdzenie, bo z drugiej strony wiemy, że
Jezus jest tą jedyną drogą, która prowadzi nas do pełnej jedności z
Bogiem-Ojcem; nie ma innej drogi, choć bywa, że wybierając tę drogę, nie
jesteśmy tego wcale świadomi – ktoś, kto uważa się za niewierzącego, może
doskonale obierać zawsze tę drogę, którą wskazuje mu Jezus!).
Ale tu mamy jeszcze
coś – W Listach o miłości pisałem, że
tę miłość, którą sami od Boga dostaliśmy, powinniśmy skierować z powrotem do
źródła; tu mamy powiedziane wręcz Inaczej,
każda ofiara z siebie jest „naśladowaniem Chrystusa", jest zawiązaniem
więzów braterstwa i przyjaźni z Nim samym. (innymi słowy, że tak się dzieje tożsamościowo)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.