sobota, 25 stycznia 2014

O osobowości duchowej

15 XI 1970 r. Mówi matka Marka.
— Mojemu synowi sprawia trudność zrozumienie, że my się tak zmieniamy. Otóż, pozostaje w nas to, co było istotną naszą własnością — nasz wybór; to, co było niezmienne, stałe, prawdziwe, a przyobleczone we właściwy — każdemu z nas inny — kształt duchowej osobowości. Osobowość duchowa to nie np. sposób wyrażania się, ale już sposób reakcji, zakres zainteresowań, wiedza, która wzrasta, i wszystko, co było w nas Boże, a co rozwija się w pełni. Odpada tylko to, co było przejściowe, przemijające, bo często był to nasz krzyż, nasze cierpienia, nasza „droga", a nie my sami.
A jeśli nawet przyjęliśmy i hodowaliśmy nasze słabości, nie uważaliśmy ich za nasze piękno i nie szczyciliśmy się nimi: nie mógłby tu być nikt, kto uznałby zło — dobrem. Odpadają kolce — rozwijają się kwiaty w ich właściwej barwie i kształcie. Powinniśmy takimi już umierać, ale iluż ludzi potrafi tak szybko dojrzewać, gdy otoczenie działa w przeciwnym kierunku!

A więc mamy tu potwierdzenie, że nasze krzyże nosimy tylko tu na ziemi, bo są nam potrzebne, byśmy jeszcze tu na ziemi wzrastali. Tam już ich nie ma. W przypadku matki Marka, co wiemy z wcześniejszej lektury, tym jej krzyżem było uzależnienie od narkotyków; to uzależnienie decydowało o jej życiu. Ale już po tamtej stronie życia matka Marka była od tego wolna – swoje uzależnienie uważała za zło, więc tam była już od niego wolna.

Zwracam uwagę na to zdanie: A jeśli nawet przyjęliśmy i hodowaliśmy nasze słabości, nie uważaliśmy ich za nasze piękno i nie szczyciliśmy się nimi: nie mógłby tu być nikt, kto uznałby zło — dobrem, bo ono jest dla nas decydujące. A więc najważniejsze jest dla nas rozeznanie dobra i zła. Do tej pory zawsze pisałem, że konsekwencją grzechu pierworodnego jest to, że zatraciliśmy tę zdolność i że odzyskamy ją dopiero po tamtej stronie życia; ściślej w dniu sądu. Myślę, że to zacytowane zdanie należy właśnie tak rozumieć, iż ten moment sądu jest tym ostatnim momentem, w którym możemy odwrócić się od naszego grzechu.

17 komentarzy:

  1. Zaglądam tutaj po raz któryś, czytam i też niewiele rozumiem; skomentować nie umiem;
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reasumując moją dotychczasową wiedzę plus to, co zostało tu zacytowane:
      Na skutek grzechu pierworodnego zatraciliśmy pierwotną zdolność rozpoznawania dobra i zła. Stąd nasza miłość jest niedoskonała (bo często wybieramy coś wg naszego rozeznania, a nie Bożego, co jest dobrem, a co złem). Aby jednak wzrastać w miłości tu na ziemi dźwigamy różne krzyże, które pozwalają nam dostrzec, jak bardzo jesteśmy niedoskonali. Krzyże te w swej istocie są bardzo różne. Poczynając od takich, w których cierpimy poprzez zło, które nas spotyka, poprzez te, w których cierpimy z powodu zła, które innym zanieśliśmy, aż do tych, które wiążą się z naszymi uzależnieniami, z naszymi przywiązaniami... Te ostatnie są najbardziej zdradliwe, bo do końca swoich dni możemy je nazywać, że są dobre. Jednak w dniu sądu zaczynamy widzieć rzeczy takimi, jakimi są. I to jest ten ostatni moment, w którym możemy się odwrócić od wszelkiego zła, które czyniliśmy - i tego przypadkowego i tego, którego źródłem były nasze niewłaściwe przywiązania i nasze uzależnienia.
      Jeśli w tym decydującym momencie, a tym bardziej jeszcze za życia, odwrócimy się od tego zła, to wchodzimy w okres nieustannego rozwoju, w którym nie ma już cierpienia.
      Tu na ziemi to cierpienie jest nam potrzebne, byśmy dostrzegali własną niedoskonałość, a poprzez to wkładali wysiłek we wzrastanie, a tam to wzrastanie będzie przypominało dojrzewanie owoców w szklarni.

      Usuń
    2. Myślę...myślę...myślę:)

      Usuń
    3. Wersja druga (z lekka) poprawiona:
      Reasumując moją dotychczasową wiedzę plus to, co zostało tu zacytowane:
      Na skutek grzechu pierworodnego zatraciliśmy pierwotną zdolność rozpoznawania dobra i zła. Stąd nasza miłość jest niedoskonała (bo często wybieramy coś wg naszego rozeznania, a nie Bożego, co jest dobrem, a co złem). Aby jednak wzrastać w miłości tu na ziemi dźwigamy różne krzyże, które pozwalają nam dostrzec, jak bardzo jesteśmy niedoskonali. Krzyże te w swej istocie są bardzo różne. Poczynając od takich, w których cierpimy poprzez zło, które nas spotyka, poprzez te, w których cierpimy z powodu zła, które innym zadaliśmy, aż do tych, które wiążą się z naszymi uzależnieniami, z naszymi przywiązaniami... Te ostatnie są najbardziej zdradliwe, bo do końca swoich dni możemy je nazywać, że są dobre. Jednak w dniu sądu zaczynamy widzieć rzeczy takimi, jakimi są. I to jest ten ostatni moment, w którym możemy się odwrócić od wszelkiego zła, które czyniliśmy - i tego przypadkowego i tego, którego źródłem były nasze niewłaściwe przywiązania i nasze uzależnienia.
      Jeśli w tym decydującym momencie, a tym bardziej jeszcze za życia, odwrócimy się od tego zła, to wchodzimy w okres nieustannego rozwoju, w którym nie ma już cierpienia.
      Tu na ziemi to cierpienie jest nam potrzebne, byśmy dostrzegali własną niedoskonałość, a poprzez to wkładali wysiłek we wzrastanie, a tam to wzrastanie będzie przypominało dojrzewanie owoców w szklarni (co wynika z tego, że tam rozpoznajemy dobro i zło w jedności z Nim).

      Usuń
    4. Leszku- czytam...czytam...czytam i nie pojmuję; a gdzie w tym wszystkim nasze zakompleksienie? nasze umiłowanie własnego ja [pycha]; zaś dojrzewanie w szklarni jakoś źle mi się kojarzy [mam własną szklarenkę i wiem że np. rzodkiewka pędzona w szklarni jest niczym lebioda]; zatem jakoś to do mnie nie trafia. Muszę więc rozmyślać nadal; pozdrawiam

      Usuń
    5. Widzisz Basiu, ja szklarni nie mam i patrzę na nią zgodnie ze stereotypami myślenia o szklarni, jako o miejscu cieplarnianych warunków. No i popatrz na tę podstawową różnicę między naszym życiem tu na ziemi, a naszym przyszłym pobycie w czyśćcu (choć oczywiście życzę Ci, byś trafiła od razu do nieba!) - otóż ileż to energii człowiek traci tu na ziemi angażując się w coś, co jemu wydaje się dobre, a co po jakimś czasie widać, że było czymś przeciwnym (a w najlepszym wypadku było po prostu jałowe). Gdy więc już po tamtej stronie ZAWSZE będziemy wybierali to, co Bóg nam wybrał (nadal w pełnej wolności - ale skoro będziemy potrafili rozpoznawać dobro, to przecież je będziemy wybierać), to czy to nie będą cieplarniane warunki? Dlatego porównałem to do szklarni. Czy to oznacza, że będziemy słabsi?
      Nie tak dawno mówiliśmy, jak to ważne, byśmy czuli się kochani - tam właśnie to, będzie naszym codziennym doświadczeniem (a więc chyba nie grozi nam lebioda).

      Usuń
  2. Witaj Leszku.
    Czy możliwa jest rozmowa z Tobą poza blogiem,np. na adres e-mail?
    Czy mógłbyś mi podać swojego maila?
    Jeśli nie ja podam swojego.Czy będziesz w stanie do mnie napisać?
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz - nawet nie zauważyłem, że nie dodałem tu takiej możliwości. No to już jest (z prawej na dole, pod zdjęciem)

      Usuń
    2. Tylko to na dole jest powyżej tych komentarzy ;)

      Usuń
  3. Czyli wracamy na tego bloga? Super! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wróciłem trzy tygodnie temu, ale przy poprzedniej notce nikt się nie wpisał, a przy tej sama widzisz. Będę się starał prowadzić dwa blogi - mam nadzieję, że przez ten tydzień się "odblokuję".

      Usuń
    2. Odblokuj, odblokuj jakby co to wiesz chyba gdzie szukać klucza?

      Usuń
  4. Witaj Leszku
    Z pewnością sie do Ciebie odezwę. Pozwoilsz jednak, że najpierw ochłonę po tej skandalicznej , wyrezyserowanej przez osobę znacznie bardziej doświadczona w internetowych utarczkach od nas- "wymianie poglądów". To może potrwać dość długo.
    I poczytam trochę Twoje blogi. Mam nadzieje , że nie dasz sie ogłupić potoczystej frazeologii i manipulacji na wielu płaszczyznach. Radzę uważać.
    Pozdrawiam. M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi przywitać Ciebie na moim blogu :)
      i oczywiście gorąco zachęcam do lektury. Ale zapraszam również do skorzystania z Ludzie listy piszą - Napisz do mnie, co znajduje się tuż pod moim zdjęciem.

      Usuń
    2. To nie od doświadczenia w utarczkach internetowych zależy język pogardy dla adwersarzy, lecz od kultury osobistej mówcy. Katolikowi zakłada "kaganiec Dekalogu" lecz sobie pozwala na jego nieprzestrzeganie.
      W myśl zasady; " co wolno wojewodzie...." to nie katolikowi. To ewidentny dowód na MENTALNOŚĆ KALEGO! Katolika wolno obrażać, pluć mu w twarz, lecz katolikowi nie wolno się zdenerwować ani użyć ostrych słów. No cóż- mając do czynienia z taką mentalnością, trudno jest zachować kulturę, gdy ma się taką "sztukę" przed sobą.

      Usuń
  5. Gdzie w biblii jest choćby jeden fragment mówiący ze jest coś takiego jak czyściec!!!????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Protestanci dokładnie ten sam stan nazywają niebem; my niebem nazywamy dopiero ten stan, gdy człowiek jest już bezpośrednio przed obliczem Pana. Nazywać możemy tak, jak nam wygodniej - ważne jest tylko to, byśmy odróżniali te dwa stany, byśmy mieli świadomość, że każdy z nas (pomijając nieliczne wyjątki) nie będzie mógł stanąć od razu przed Jego obliczem, że będzie musiał się do tego przygotować, choć od samego początku (czyli od narodzin dla nieba) będziemy już bezbłędnie rozpoznawali wolę Bożą (znikną skutki grzechu pierworodnego).

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.