Jeżeli my ofiarowujemy Bogu siebie, to jest to ofiara iskry dana
słońcu. Ale o ile iskra daje siebie całą, wszystko, co ma — chociaż i ten
„błysk sekundowy" otrzymała, a więc właściwie mówiąc zwraca go Źródłu — to
Źródło, to Słońce, Bóg ma moc obdarzyć iskrę na własną miarę własnym blaskiem i
własną wiecznością.
!!!
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że mnie też bardzo spodobały się te słowa.
UsuńPieknie i dziękuję :)
OdpowiedzUsuńbliznich
Bardzo ładne są te słowa:)
UsuńA mnie się ten wpis nie spodobał. Bóg chrześcijan to nie słońce. Jest bardziej wewnątrz mnie jako to, co we mnie najlepsze, jak na zewnątrz, choćby i w promieniach słońca ,,nad złymi i nad dobrymi,,. Takie ,,kosmiczne,, spojrzenie na miłość jest demoralizujące. Sugeruje, że taki ,,kosmiczny,, Bóg zaniecha względem mnie swoich pouczeń, karceń, wymagań - konsekwencji, nawróceń pokut..., których moja niepokorna dusza wolałaby uniknąć. Poza tym miłość, to nie tylko ofiara z siebie. To przede wszystkim więź wspólnotowa, a więc i konstruktywna praca dla życia.
OdpowiedzUsuńPiszesz Poza tym miłość, to nie tylko ofiara z siebie. To przede wszystkim więź wspólnotowa, a więc i konstruktywna praca dla życia, ale postaraj się Bogdana - przecież on, cichociemny, który zginął na Gestapo, nade wszystko swoją miłość mógł realizować właśnie jako ofiarę z siebie.
UsuńAle niezależnie od tego wszystkiego, przecież to nade wszystko jest piękny obraz tego, jak to Bóg nas stwarza i choć przy Nim jesteśmy, jak ta iskra przy słońcu, to właśnie w Nim zyskujemy prawdziwy blask i wieczność. Mnie się bradzo podoba to porównanie. Jest prościutkie, a zawiera w sobie głęboką prawdę teologiczną.