11 IX 1967 r. Mówi Matka.
Nie wątp w naszą zdolność zrozumienia praw Bożych. Tu się je widzi, a nie domyśla się. Wierność Kościołowi Chrystusowemu to wierność miłości do Boga i w Bogu — do wszystkiego, co cię otacza: przyrody, ludzi i nas — całego twojego „domu". Wszystkich nas, i „złych" i „dobrych", bo nigdy nie wiesz, kogo Bóg jak ocenia. Jego miłość do wszystkich ludzi jest nieskończona i niejeden niewierzący obudził się w Jego ramionach, a niejeden „wierny", niezdolny do pokochania odmienności w swoich bliźnich i potępiający gorliwie wszelkie różne od swojej, „prawdziwej", drogi poszukiwania Pana, widzi ze zdumieniem, że oni są Mu bliżsi — bo bardziej Jego lub Jego dzieci kochali.
Nie wątp w naszą zdolność zrozumienia praw Bożych. Tu się je widzi, a nie domyśla się. Wierność Kościołowi Chrystusowemu to wierność miłości do Boga i w Bogu — do wszystkiego, co cię otacza: przyrody, ludzi i nas — całego twojego „domu". Wszystkich nas, i „złych" i „dobrych", bo nigdy nie wiesz, kogo Bóg jak ocenia. Jego miłość do wszystkich ludzi jest nieskończona i niejeden niewierzący obudził się w Jego ramionach, a niejeden „wierny", niezdolny do pokochania odmienności w swoich bliźnich i potępiający gorliwie wszelkie różne od swojej, „prawdziwej", drogi poszukiwania Pana, widzi ze zdumieniem, że oni są Mu bliżsi — bo bardziej Jego lub Jego dzieci kochali.
Może nawet niejeden "wierny" został potępiony?
OdpowiedzUsuńNieraz myślę jak to nie wiadomo czy człowiek dobrze kocha
Nie ma ludzi, którzy by nauczyli się kochać - kochać uczymy się przez całe życie; całe życie mamy na to, by się nauczyć. Nieszczęściem naszym jest, jeśli uznalibyśmy, że nas ta nauka już nie dotyczy. Nieszczęściem jest, jeśli w samej przynależności do Kościoła zaczynamy upatrywać gwarancję zbawienia. Ale przecież te rzeczywiste zagrożenia Ciebie nie dotyczą..
OdpowiedzUsuńhe he...myślę, że każdego jakoś dotyczą:) Jakieś okruchy tego w sobie nosimy...
OdpowiedzUsuńWyjątek z najważniejszego przykazania - będziesz miłował bliżniego swego, jak siebie samego. Żeby tak miłować bliźnich, to potrzeba pokory na miarę co najmniej św. Pawła. Ale on wskazywał jedną i prostą drogę do Pana.
OdpowiedzUsuńAle pamiętaj, że to przykazanie mówi również o tym, że mamy kochać siebie; nie sposób kochać innych, jesli siebie się nie kocha.
OdpowiedzUsuńHmm,nie sposob kochac innych?? nie kochac blizniego? hmm nie bardzo rozumiem.Pozdrawiam bliznich
OdpowiedzUsuńJeszcze raz powtórzę nie sposób kochać innych, jeśli siebie się nie kocha
OdpowiedzUsuńBy nie było wątpliwości: jestem anonimowym pierwszym.
OdpowiedzUsuńPrzykazanie miłości Pana Boga zostało dokładnie zdefiniowane - z całego serca, duszy,wszyskich myśli. Miłośc bliźniego natomiast będzie taka jak nasza miłość własna. A z tym bywa różnie.
Moim zdaniem najwyższą formą miłości wobec mnie samego i wobec bliźniego jest pragnienie zbawienia. To jest niezwykle trudny do osiągnięcia szczyt miłości. Wzorem dla mnie jest św. Paweł. On chyba siebie za bardzo nie kochał.
Moim zdaniem najwyższą formą miłości wobec mnie samego i wobec bliźniego jest pragnienie zbawienia. Przyznam, że ja, jako prosty inżynier, jestem daleki od takich definicji. Obawiam się bowiem, że taka definicja łatwo może pozostać na zbyt wysokim szczeblu abstrakcji - aż tak wysokim, że nie przekładającym się na jakiekolwiek konkrety codziennego życia. Innym niebezpieczeństwem występującym z kolei przy zbyt dosłownym pojmowaniu tej definicji, jest praktyka życia zaprzeczająca tej idei (np. poprzez przymuszanie do praktyk religijnych). Innymi słowy podejrzewam, że codzienne praktykowanie miłości w jej najprostszych gestach (łącznie z takimi, jak obranie ziemniaków) bardziej przybliża zarówno osobę kochającą, jak i kochaną do zbawienia, niż wszelkie deklaracje pragnienia zbawienia. Jeszcze raz przypomnę słowa matki Anny: niejeden niewierzący obudził się w Jego ramionach, a niejeden „wierny", niezdolny do pokochania odmienności w swoich bliźnich i potępiający gorliwie wszelkie różne od swojej, „prawdziwej", drogi poszukiwania Pana, widzi ze zdumieniem, że oni są Mu bliżsi — bo bardziej Jego lub Jego dzieci kochali. Odnoszę wrażenie, że myślenie mamy Anny i moje są do siebie podobne..
OdpowiedzUsuńPrzepraszam wszystkich komentujących, że ostatnio tak późno odpowiadam. W ciągu ostatnich dwóch tygodni pracuję średnio powyżej 11-tu godzin dziennie i mi troszkę czasu brakuje..
OdpowiedzUsuńWytłumacz mi, dlaczego pragnienie zbawienia ma dla Ciebie wymiar abstrakcji ? Przecież czytasz słowa osoby zbawionej i podoba Ci się to co ona mówi do Anny. Jeśli naprawdę siebie miłujesz (kochasz), to powinieneś pragnąć zbawienia dla siebie jako najwyższego dobra.
OdpowiedzUsuńObieranie ziemniaków wcale w tym nie przeszkadza, a wręcz pomaga.
Tylko, powtarzam po raz trzeci, do tego potrzebna jest pokora.
Jeśli naprawdę siebie miłujesz (kochasz), to powinieneś pragnąć zbawienia dla siebie jako najwyższego dobra. - ależ pragnę! Czy choćby w oparciu o to, co piszę na tym, czy na innych blogach można mieć co do tego jakieś wątpliwości? Jednak to nie przekłada się na moje decyzje. Nie podejmuję jakiejkolwiek decyzji w życiu "by zapewnić sobie zbawienie". Gdyby tak było, byłoby to chore - tak mi się przynajmniej wydaje. No ale ze mnie jest tylko prosty inżynier..
OdpowiedzUsuńAlleluja ! Nareszcie mamy wspólny pogląd i cel przynajmniej w kwestii zbawienia. Nie myśl jednako, że ja posiadam jakąś szczególną wiedzę na temat najkrótszej drogi do wiecznego szczęścia. Szczerze mówiąc, błądzę jak dziecko we mgle i między innymi zabłądziłem na taką stronę jak ta w poszukiwaniu odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tylko,dlaczego podejmowanie trudu zbawienia wydaje Ci się chore ?
Z zawodu jestem programistą, ale kończyłem Mechanikę Precyzyjną i staram się wyrażać precyzyjnie. Nigdzie nie napisałem, że podejmowanie trudu zbawienia wydaje mi się chore; powiedziałem Nie podejmuję jakiejkolwiek decyzji w życiu "by zapewnić sobie zbawienie". Gdyby tak było, byłoby to chore. Celem naszego życia tu na ziemi jest nauka miłości - podejmowanie konkretnych decyzji w życiu w imię miłości, jest czymś całkiem realnym, z czym możemy się spotkać co krok. I to wspaniale, że tak jest! Zbawienie, choć jest celem, dzieje się jednak niejako przy okazji - właśnie przy okazji nauki miłości.
OdpowiedzUsuńWybacz, że wyrażę zdziwienie. Napisałeś "Nie podejmuję jakiejkolwiek decyzji w życiu " "by zapewnić sobie zbawienie" ". To jak w takim razie chcesz go dostąpić ?
OdpowiedzUsuńNajpierw potrzeba uświadomienia sobie, że my chrześcijanie żyjemy przede wszystkim dla zbawienia własnego i bliżnich w Chrystusie Panu Naszym. Potem wszystko staje się dużo prostsze - miłość Boga i bliźniego wyrażana w uczynkach, poświęceniu czy modlitwie.
Piszę o tym, gdyż mam wrażenie, że w obecnych czasach nieczęsto pamiętamy o najważniejszym przesłaniu Ewangelii. A przecież Chrystus nieustannie mówił o nawróceniu i zbawieniu, i jednocześnie jego życie jest doskonałym wzorem postawy miłości bliźniego. A dlatego doskonałym, bo był pokorny,
No właśnie - pokora. Ciągle do niej wracasz, ale obawiam się, że właśnie jej Ci brakuje. Nie starasz się zrozumieć tego, co Ci piszę, lecz pouczasz mnie, jak ja w ogóle mogę marzyć o zbawieniu, skoro nie podejmuję w życiu żadnych decyzji, "by zapewnić sobie zbawienie". Cały czas ciąży na Tobie przekonanie, że dzięki swoim uczynkom, poświęceniu i modlitwom zasłużysz sobie na zbawienie. Tymczasem zbawienie możemy osiągnąć jedynie i wyłącznie dzięki miłosierdziu Bożemu. Pokora jest właśnie potrzebna do tego, by to uznać; by uznać, że to nie JA jestem taki wielki (tyle wysiłku włożyłem w to, by się stać doskonałym, tyle wspaniałych uczynków mam na swoim koncie...), lecz że ON jest tak WIELKI, że mnie widzi i cały czas naprowadza na to, bym się uczył kochać. Jeśli będę miał tę pokorę, to przy przejściu do na tamtą stronę życia, gdy tylko GO zobaczę, pobiegnę za NIM, bo będę wiedział, że wszystko co mam, zawdzięczam JEMU. Jeśli tej pokory będzie mi brakować, to wejdę na swój sąd, wygłaszając peany na swoją cześć, zacznę wymieniać nieskończoną liczbę swoich dobrych uczynków i obrażę się na wszystkich, którzy nie będę chcieli tego słuchać (w tym na NIEGO)..
OdpowiedzUsuńCzy już rozumiesz?
(przepraszam, że odpowiadam dopiero teraz, ale w weekendy jestem na działce, gdzie nie mam internetu)
Masz dużo racji. Przepraszam za moje mędrkowate posty. Nie chciałem ani przez moment się wywyższać,ani kokolwiek pouczać ale widocznie moja droga do pokory jest jeszcze strasznie długa. PAN mnie na nią zaprowadził jakiś czas temu, ale zdarza mi się z niej często zboczyć.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz proszę o wybaczenie.
Ależ nie masz za co przepraszać - nawet w najmniejszym stopniu nie czułem się urażony. Chciałem Ci tylko pokazać, że czytasz nieuważnie, że bardziej nadajesz, niż odbierasz; że jesteś jeszcze u początku drogi, bo Twoje myślenie jest jeszcze przesycone różnymi formułkami. Mam nadzieję, że Ty też się nie obrażasz..
OdpowiedzUsuń