piątek, 13 marca 2009

O formacji duchowej

14 I 1979 r. Mówi ojciec Ludwik.
Po rozmowie na temat wyboru stałego spowiednika.

— Ty byłaś już pod moim kierownictwem (no i nadal „współ-pisujemy"), a nie jest dobrze zmieniać formację. Może nie zauważyłaś, lecz cały czas działam według mojej formacji zakonnej: staram się kierować cię ku Chrystusowi, otwierając cię na Jego miłość ku tobie — nie ku analizowaniu siebie i swoich win, a ku zobaczeniu siebie w świetle Jego miłości.
Rozwój człowieka powinien być naturalny i odbywać się wedle tego kierunku, który wyznacza mu Pan nasz, i w tempie, jakie jest dla jego duszy właściwe. Spowiednik nie może niczego narzucać, przymuszać ani krytykować, a tylko naprowadzać ku właściwemu pojmowaniu rzeczywistości duchowej, w której żyjemy, objaśniać w razie potrzeby, zachęcać i nie przeszkadzać Chrystusowi Panu w Jego osobistym prowadzeniu każdego z was. Można tylko starać się zobaczyć, jaką to drogą Pan duszę prowadzi, aby wspomagać ją, w miarę jak postępuje wedle swoich umiejętności, posiadanej wiedzy i sakramentalnych darów. Tak postępowałem, kiedy mało cię jeszcze znałem i chciałem dopiero rozeznać twoją drogę, tak postępuję teraz, kiedy znam cię dobrze i wiem, jak mogę pomóc nie tylko tobie, lecz i twoim przyjaciołom, skoro mnie o to proszą.



5 komentarzy:

  1. Na początku tej notki jest Perełka dla mnie:)
    "nie analizować siebie, swoich win a zobaczyć siebie w świetle Bożej miłości."

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo wydaje mi się, że widząc siebie w świetle Bożej miłości poczuję ból zadany Mu przez moje grzechy

    OdpowiedzUsuń
  3. A w ogóle to mam tendencje nie do patrzenia w Bożą miłość tylko właśnie do analizowania siebie. Gdybym tak nauczyła się łączyć jedno z drugim...

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz tendencję do analizowania siebie, bo tak byłaś wychowana. Tymczasem od naszej pracy nad sobą znacznie ważniejsze jest oddawanie się siebie Jezusowi - to On realnie nas uzdrawia, a nie my. A skoro On, to najważniejsze jest otwarcie się się na Niego..

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę Leszku, że konieczne jest pogodzenie tych dwóch rzeczy. Jezus nie może realnie mnie uzdrowić jeśli ja nie przeanalizuję swojego postępowania, nie uznam swoich grzechów i taka jaka jestem nie powierzę się Jego Miłosierdziu.
    Żadne skrajności nie są dobre

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.