21 XI 1968 r. Mówi Bartek.
Nabrałam zaufania do Bartka, ale zdarzało się, że je cofałam, gdy przypominałam sobie, jakim był za życia. Bartek to odczuwał i kiedyś powiedział mi:
— To jest właśnie „czyśćcem" — cierpieniem — tu, że idą za nami skutki naszego postępowania na ziemi i odbiera się je z całą ostrością. Jeżeli powodowaliśmy, że nam nie ufano — to pozostaje i nikt z was zaufać nam tu nie chce. Nikt bowiem nie może zrozumieć, jakie tu następują w nas zmiany. Ty wiesz, że charakter mam ten sam, ale motywy postępowania — inne. (...)
Widzisz, i ty uczestniczyłaś w Jego miłosierdziu uczynionym mi. Powiedz to innym, że ich dobre czyny i myśli o nas i dla nas po naszej śmierci są współuczestniczeniem w Jego miłości. (...)
W zasadzie jest tak, że cokolwiek „w życiu" zrobimy dobrego, wszystko to jest „za mało". Na pewno każdy z nas mógłby zdziałać więcej, gdybyśmy założyli, że od początku istnienia jest już dojrzały, rozumiejący wszystko, „święty" — a to jest nieporozumienie. Po to właśnie jest życie, aby sobie wybrać cel, coś, co się tak kocha, że wszystko inne pozostaje na boku, że się odrzuca — ale na ogół powoli, po kolei — wszystko, co zawadza czy utrudnia zbliżenie do celu naszej miłości. To jest przebieg życia — w czasie. Na dojrzewaniu się kończy, a nie zaczyna od niego. Od siły naszej miłości zależy szybkość, z jaką zbliżamy się, ale sam cel jest tu. Jeżeli ktoś ma przed sobą krótkie życie, jest szybciej „szkolony", ale ma też większą pomoc. Zresztą Bóg nas obdarza i pragnie służby wedle swoich darów, a nie ponad nie.
Ileż to razy powtarzałem, że celem naszego życia tu na ziemi jest nauka miłości – tu jest dokładnie to samo. Ileż to razy powtarzałem, że w ogóle celem jest zjednoczenie zjednoczenie z Bogiem-Ojcem, pozostawania w takiej samej relacji z Nim, w jakiej teraz jest Jego Syn – Bartek nie mówi tego tak konkretnie, ale mówi ale sam cel jest tu.
Nabrałam zaufania do Bartka, ale zdarzało się, że je cofałam, gdy przypominałam sobie, jakim był za życia. Bartek to odczuwał i kiedyś powiedział mi:
— To jest właśnie „czyśćcem" — cierpieniem — tu, że idą za nami skutki naszego postępowania na ziemi i odbiera się je z całą ostrością. Jeżeli powodowaliśmy, że nam nie ufano — to pozostaje i nikt z was zaufać nam tu nie chce. Nikt bowiem nie może zrozumieć, jakie tu następują w nas zmiany. Ty wiesz, że charakter mam ten sam, ale motywy postępowania — inne. (...)
Widzisz, i ty uczestniczyłaś w Jego miłosierdziu uczynionym mi. Powiedz to innym, że ich dobre czyny i myśli o nas i dla nas po naszej śmierci są współuczestniczeniem w Jego miłości. (...)
W zasadzie jest tak, że cokolwiek „w życiu" zrobimy dobrego, wszystko to jest „za mało". Na pewno każdy z nas mógłby zdziałać więcej, gdybyśmy założyli, że od początku istnienia jest już dojrzały, rozumiejący wszystko, „święty" — a to jest nieporozumienie. Po to właśnie jest życie, aby sobie wybrać cel, coś, co się tak kocha, że wszystko inne pozostaje na boku, że się odrzuca — ale na ogół powoli, po kolei — wszystko, co zawadza czy utrudnia zbliżenie do celu naszej miłości. To jest przebieg życia — w czasie. Na dojrzewaniu się kończy, a nie zaczyna od niego. Od siły naszej miłości zależy szybkość, z jaką zbliżamy się, ale sam cel jest tu. Jeżeli ktoś ma przed sobą krótkie życie, jest szybciej „szkolony", ale ma też większą pomoc. Zresztą Bóg nas obdarza i pragnie służby wedle swoich darów, a nie ponad nie.
Ileż to razy powtarzałem, że celem naszego życia tu na ziemi jest nauka miłości – tu jest dokładnie to samo. Ileż to razy powtarzałem, że w ogóle celem jest zjednoczenie zjednoczenie z Bogiem-Ojcem, pozostawania w takiej samej relacji z Nim, w jakiej teraz jest Jego Syn – Bartek nie mówi tego tak konkretnie, ale mówi ale sam cel jest tu.
Oj tak, całe życie dojrzewamy do Miłości Jezusa i przez całe życie pracujemy na to jak "tam" nam będzie. Teraz gdy trochę tych lat przeżyłam coraz częściej myślę o tym na co sobie "zapracowałam", coraz wyraźniej widzę minione lata, jakby kto zdjął opaskę z moich oczu i boję się, choć wierzę w Boże Miłosierdzie.
OdpowiedzUsuńŻycie moje krętą drogą.
Wybrać muszę drogi cel.
Celem drogi Miłość Pana.
Zjednoczenie z Panem mym.
Bóg mi daje darów wiele,
Pragnie bym służyła mu,
Bym uczyła się miłości,
I czyniła dobro tu.
Kiedy życie już dojrzeje,
Kiedy oczy zamknę swe,
Pójdę szybko wprost do Pana,
Który stale kocha mnie.
Pan za wszystko mi zapłaci,
Za mą miłość da mi swą,
A za wszystkie złe uczynki,
Ześle karę na duszę mą.
Czyściec wielkim jest cierpieniem.
Dusza w czyśćcu zmienia się,
Widzi wszystkie grzechy swoje.
O mój Panie kocham Cię
Wiem jedno - nigdy nie dojrzeję do pełni miłości Jezusa; nigdy jej nie pojmę i nie będę potrafiła zastosować w swym życiu - sama z siebie nie mogę uczynić nic dobrego, jeśli ON mnie do tego nie natchnie i nie pomoże wykonać; z sama z siebie jestem niczym bez Niego; i choćbym waliła głową w ścianę to sama tego nie dostanę [nie dosięgnę]. Ale On się zlituje,jak Go szczerze i gorliwie poproszę, On mnie weźmie na swe ramiona i podźwignie abym dosięgła;
OdpowiedzUsuńStać się samemu Miłością dla Niego i przez Niego, dla drugiego człowieka...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.bliznich
OdpowiedzUsuńBliznich -my Cię też pozdrawiamy:)***
OdpowiedzUsuńA mnie szczególnie uderzyło u Bartka to odczuwanie bólu z powodu błędów popełnionych za życia. Posłużę się porównaniem bo inaczej nie potrafię: odnoszę takie wrażenie jak by po śmierci Bartek "żył" w osobach, z którymi kontaktował się za życia na ziemi;to jest jak odbieranie uczuć, które dzieje się poza czasem i dokonuje się jednocześnie w Bartku i w Annie.
OdpowiedzUsuńTo koniec porównania -tak nieudolnie starałam się wyjaśnić jak sobie wyobrażam "świętych obcowanie":)
Moherku, świetne jest Twoje porównanie. Rzeczywiście wygląda to tak, że gdy już będziemy po tamtej stronie, nasza empatia bez porównania wzrośnie, a że będziemy poza czasem, to będziemy współodczuwającymi krzywdy, które sami komuś zadaliśmy (w chwili tej krzywdy).
OdpowiedzUsuń