niedziela, 1 lutego 2009

„Nagość duchowa”

I znowu wypowiedź Bartka:

— Wiesz, co to jest „nagość duchowa"? Tak, przechodzimy tam. Wszystko, co na ziemi udawało nam się „zamazać", zapić, przesłonić — tu staje w całej prawdzie. Nie ma możności zakłamania się, wykręcenia i nie chce się tego. Ale jeżeli ogląda cię w takim stanie Ktoś, kto za ciebie zapłacił własnym życiem, obdarował, pomagał i chronił, kto ci wreszcie wszystko wybaczył i wyratował w ostatniej chwili od zagłady kto cię tak kocha, jak On nas — to jest tak straszliwy wstyd, poczucie nieodwracalności czynów, słów i myśli. Nie ma innego marzenia, jak tylko: „Żebym mógł teraz wrócić, mieć szansę odrobienia, naprawienia...", i wie się, że to jest już niemożliwe. To tak, jak wkroczenie do sali tronowej Władcy świata w obecności całego dworu w brudnych, cuchnących szmatach — ukryć się tego nie da (przy czym wszyscy wiemy, że dobrowolnie się te szmaty nałożyło — Oni wszyscy i ja sam). Tego się nie zapomina. Można się potem „myć" i „czyścić" (robię to teraz), ale pamięć takiego wejścia pozostaje.
Tak, gdyby On sam nie skrócił mi życia, wszedłbym jeszcze gorzej albo na zawsze drzwi byłyby przede mną zamknięte.

Oczywiście ten tekst przytoczyłem nade wszystko ze względu na te główne myśli w nim zawarte. Ale przy okazji zwrócę uwagę jeszcze na to ostatnie zdanie - proszę pamiętajcie o tym, że to Pan zachował sobie prawo decydowania o naszym życiu, zarówno o naszym poczęciu, jak i o momencie przejścia na tamtą stronę. Tu widzimy dlaczego - tylko On wie, kiedy jest to ten najlepszy moment. Bartek wracał do Warszawy z postanowieniem popełnienia samobójstwa, ale szczęśliwie dla Bartka Pan mu na to nie pozwolił, choć w tym wypadku te momenty niemal się pokrywały.

14 komentarzy:

  1. Czasami trudno po ludzku zrozumieć... Ale na szczęście Pan Bóg nie myśli czysto po ludzku i decyduję o tym co słuszne... Z resztą czy może nas skrzywdzić Ten, który za nas oddał Swoje życie...?

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie - czy może skrzywdzić? Obyśmy tylko zawsze potrafili Mu zaufać.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja nic nie wiem i nic nie rozumiem, i pojąć nie mogę, jak ja poradzę sobie z tym balastem win i ułomności. Wiem, jak daleko mi do świętości, ale moja nadzieja w miłości miłosiernej Jezusa. Trzeba nam się gorliwie modlić, aby w chwili desperacji nie sięgnąć po narzędzie samobójcze; pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam to i przypomniały mi się notki Basi o samobójstwie. U Bartka -jak piszesz Leszku -prawie zbiegł się w czasie moment śmierci i popełnienia samobójstwa.

    I znowu nasuwa mi się ten temat (Basia mówi, że to temat dla księdza:)-rozpacz, która prowadzi do samobójstwa. Myślę, że samo pozbawienie się życia to nic w porównaniu do rozpaczy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak czytam o Bartku to wydaje mi się, że chociaż chciał popełnić samobójstwo to nie był zrozpaczony. Był umęczony życiem i nie miał siły podjąć tego co niósł kolejny dzień. Ale to nie rozpacz. Z tego wynika, że nie można potępiać "hurtem" samobójców -co Kościołowi się zdarzało na przestrzeni wieków.

    Leszku -Ty mnie popraw bo może piszę herezje:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie na blogu Basi zwracałem uwagę na bardzo ciekawą zależność - otóż ludzie w głębokiej depresji (rozumiem Moherku, że o tym samym myślimy, choć Ty napisałaś o rozpaczy, a ja o depresji) nie dokonują samobójstw; największe zagrożenie jest dopiero wtedy, gdy człowiek wydobywa się z depresji. Ten fakt potwierdza, że samo popełnienie samobójstwa, to nic w porównaniu ze skrajną rozpaczą. Człowiek w skrajnej rozpaczy nie jest zdolny do jakiegokolwiek kroku - również do samobójstwa. To dlatego tak niebezpieczne jest wychodzenie z depresji - dopiero gdy ta skrajna rozpacz mija, człowiek ma siłę na to, by popełnić samobójstwo. Niewątpliwie Bartek, który jeździł między Rzeszowem, a Warszawą nie był w skrajnej depresji. Czy był wcześniej? - tego nie wiemy.
    Natomiast zupełnie odrębnym problemem jest potępianie samobójców. Niewątpliwie konieczne jest potępianie samobójstw - przy braku tegoż wobec samobójców. To pierwsze wynika z tego, że Bóg zachował sobie prawo do decydowania o życiu - zarówno o jego poczęciu, jak i o chwili śmierci. Czy byłoby to możliwe przez tyle wieków, gdyby to potępienie nie dotyczyło również samobójców? - obawiam się, że nie. Mało - obawiam się, że drugą stroną tego samego medalu jest eutanazja. Wydaje mi się, że to potępienie samobójców, jakie do niedawna jeszcze było, spełniało bardzo pozytywną rolę; co nie zmienia faktu, że do wszystkich konkretnych samobójców powinniśmy wychodzić po prostu z sercem.

    OdpowiedzUsuń
  7. O samobojstwie jest bardzo niebezpieczny,ja tez mialam isc na samobojstwie ze mialam dosc zycie ,za to kolezanki mnie przesladowali smiali ze mnie dokuczali....ze jeszcze chodzilam ze szkoly podstawowce miedzy zawodowce,jak stalam przystantku tramwajowe i chcialam isc samobojstwie pozniej ktos mnie zatrzymal i zastanawialam /Stop,a twoja mama?a tata?a brat?kto jest waznie?kolezanek czy mama tata brat?/zatrzymalam i wsiadlam do tramwaju i pojechalam do domu,tak jak Leszek napisal wyzej/czy wczesniej Bartek byl depresje?jeszcze nie wiemy.../,ja wczesniej nie mialam depresje,dopiero wtedy jak ide na samobojstwie to juz mialam depresje,potem przestalam... Pozdrawiam bliznich

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak to dobrze, że ktoś Ciebie zatrzymał.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zobacz Bliznich: zatrzymałaś się bo miałaś powód. Bo ważni byli mama, tato, brat...ważna była miłość do nich. Miłość Cię zatrzymała:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Leszku -ja się z Tobą nie zgadzam jeśli chodzi o rozróżnienie między depresją a rozpaczą. Depresja -to choroba. Człowiek popełniający samobójstwo w stanie depresji -to chory.Trudno go winić za to co robi.
    Rozpacz -to grzech ciężki. Człowiek zrozpaczony nie ufa Bogu, uważa,ze jego grzechy są większe niż Miłosierdzie Boże. Taki człowiek jest winny. Potocznie utożsamia się rozpacz i depresję -ale wg. mnie to nie jest to samo.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wydaje mi się, że jednak to samo. Język psychologii stosunkowo niedawno wkroczył do naszego języka, w tym do języka wiary. No i mamy przez to trochę zamieszania. Bo rzeczywiście z jednej strony uleganie rozpaczy zawsze było traktowane, jako grzech, ale z drugiej strony dzisiejsza wiedza mówi nam, że jednak odpowiedzialność jest ograniczona. Tym zresztą ważniejsze jest odróżnianie osądu osoby od osądu czynu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Leszku -może masz rację -chociaż ja jej nie widzę:) Ale proszę Cię zerknij w wolnej chwili do ks. Kaszowskiego (http://www.teologia.pl/m_k/prz-02.htm#m), przeczytaj definicję rozpaczy i wytłumacz mi to jeszcze raz -jeśli masz ochotę i możesz:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Moherku, obawiam się, że oboje popełniamy błąd, starając się wszystko wrzucić do jednego worka - zapewne nie każda rozpacz jest depresją (choć zapewne w drugą stronę jest to prawda).
    A może powinienem się wycofać? Mogę w końcu zacytować siebie samego z "Listów..":
    To przed rozpaczą Bóg zawsze chce ciebie uchronić. Jeśli pojawia się rozpacz, to tylko dlatego, że nie dopuszczasz Boga do siebie. Czujesz się pokrzywdzona, gorzej potraktowana niż inni, gorzej niż na to zasługujesz. Jeśli nie potrafisz w to uwierzyć, że Bóg ciebie kocha, to w tych wszystkich trudnych wydarzeniach swojego życia nawet nie będziesz się starała odnaleźć jakiejś myśli, nie zadasz sobie pytania czemu to służy, a wtedy pozostanie ci tylko rozpacz.
    Ale gdy już sobie zaprzeczyłem, mogę teraz zacząć od drugiej strony - zdecydowania większość samobójców decyduje się na ten krok nie z powodu pieniędzy, jak to było w tym tekście, który mi poleciłaś, lecz dlatego, że czuje się niekochana. Taki przypadek doskonale pasuje do miana rozpaczy; jednak równie dobrze pasuje do miana depresji.
    Reasumując - rozpacz jest tam, gdzie nie dopuścimy Boga do siebie; jednak przyczyny, dla których Go nie dopuszczamy, mogą być złożone - niekoniecznie takie, jak wspominana w tamtym tekście pycha, czy pożądanie (w najogólniejszym sensie - czyli pragnienie posiadania) i stąd powinna być różna kwalifikacja czynów, zrodzonych pod wpływem tej rozpaczy. Dla pewnych przypadków rozpaczy będziemy skłonni używać terminu depresja, a dla innych, takich jak wymienione w tamtym teście, nie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przeczytałam jeszcze raz to co napisałeś i to co napisał ks. Kaszowski. Zrozumiałam, że rozpacz może być objawem chorobowym depresji ale nie musi. Gdybym miała "objaśnić" samobójstwo pod wpływem rozpaczy to przyjęłabym w całości tłumaczenie ks. Kaszowskiego -podpunkty b) i c).
    Tak myślę:)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.