Przy tej notce muszę napisać kilka słów o Bartku. Otóż był on oficerem AK, odznaczonym Krzyżem Virtuti Militari, a po wojnie prześladowanym przez UB-ecję; popadł w alkoholizm. Tyle słów wstępu, by było wiadomo, o kim mówi mama Anny:
Trzeba zrozumieć, jaka batalia toczy się o każdą duszę ludzką. Każda jest równie bezcenna i utrata każdej jest wspólnym bólem nas wszystkich — jest odrzuceniem, zlekceważeniem, pogardzeniem przez drobinę ludzką nieprawdopodobną ofiarą miłości Chrystusa, ogromem miłości, współczucia, miłosierdzia! A ile w tym naszej wspólnej winy...? Widzisz, to my powodujemy naszym postępowaniem (mówię o naszym życiu na ziemi) to, że tak trudno jest naszym bliźnim uwierzyć w miłość Boga ku nim. Popatrz na Bartka. On zaznał w życiu tyle podłości, zdrady, podstępu i fałszu, że nie jest w stanie uwierzyć, choć chce tego. (...) Jezus chce go mieć i nie jest to niemożliwe, bo Bartek całkowicie kocha Polskę i gotów jest na każde poświęcenie dla niej. Tak że, mimo iż żyje poza Bogiem i wydaje mu się, że Go odrzucił — kocha Go, szuka i tęskni, a to szukanie i tęsknota zawsze jest zaspokajane. Miłość wychodzi na spotkanie naszej miłości ludzkiej.
Nade wszystko zwróćcie uwagę, jak mama Anny podkreśla, że batalia toczy się o każdą duszę ludzką. Każda jest równie bezcenna i utrata każdej jest wspólnym bólem nas wszystkich. Każdą, każda, każdej...
Mama Anny nie osądza tych, którzy odrzucili, zlekceważyli, pogardzili ofiarą miłości Chrystusa, lecz zadaje pytanie A ile w tym naszej wspólnej winy...?
I od razu odpowiada Widzisz, to my powodujemy naszym postępowaniem (mówię o naszym życiu na ziemi) to, że tak trudno jest naszym bliźnim uwierzyć w miłość Boga ku nim.
A w nas rodzi się kolejne pytanie - Komu było trudno uwierzyć w miłość Boga do niego przez moje postępowanie?
I w tym momencie dopiero pojawia się refleksja związana z Barkiem. Bartek żyje poza Bogiem i wydaje mu się, że Go odrzucił a jednak dla Chrystusa nie jest to przeszkoda nie do pokonania!
Jezus chce go mieć i nie jest to niemożliwe, bo Bartek całkowicie kocha Polskę i gotów jest na każde poświęcenie dla niej.
Widzimy więc, że póki człowiek kocha, choćby to była miłość wyższa, a nie do konkretnych osób, kto szuka miłości, kto pragnie miłości, ten nie jest stracony.
Często jest tak, że zupełnie już nie wiemy, co możemy jeszcze zrobić, by nasi najbliżsi pokochali Chrystusa, co możemy zrobić, by nie odcięli sobie drogi do nieba... W tym tekście mamy podpowiedź - wystarczy, by podtrzymywać pragnienie miłości. Tylko tyle.
Trzeba zrozumieć, jaka batalia toczy się o każdą duszę ludzką. Każda jest równie bezcenna i utrata każdej jest wspólnym bólem nas wszystkich — jest odrzuceniem, zlekceważeniem, pogardzeniem przez drobinę ludzką nieprawdopodobną ofiarą miłości Chrystusa, ogromem miłości, współczucia, miłosierdzia! A ile w tym naszej wspólnej winy...? Widzisz, to my powodujemy naszym postępowaniem (mówię o naszym życiu na ziemi) to, że tak trudno jest naszym bliźnim uwierzyć w miłość Boga ku nim. Popatrz na Bartka. On zaznał w życiu tyle podłości, zdrady, podstępu i fałszu, że nie jest w stanie uwierzyć, choć chce tego. (...) Jezus chce go mieć i nie jest to niemożliwe, bo Bartek całkowicie kocha Polskę i gotów jest na każde poświęcenie dla niej. Tak że, mimo iż żyje poza Bogiem i wydaje mu się, że Go odrzucił — kocha Go, szuka i tęskni, a to szukanie i tęsknota zawsze jest zaspokajane. Miłość wychodzi na spotkanie naszej miłości ludzkiej.
Nade wszystko zwróćcie uwagę, jak mama Anny podkreśla, że batalia toczy się o każdą duszę ludzką. Każda jest równie bezcenna i utrata każdej jest wspólnym bólem nas wszystkich. Każdą, każda, każdej...
Mama Anny nie osądza tych, którzy odrzucili, zlekceważyli, pogardzili ofiarą miłości Chrystusa, lecz zadaje pytanie A ile w tym naszej wspólnej winy...?
I od razu odpowiada Widzisz, to my powodujemy naszym postępowaniem (mówię o naszym życiu na ziemi) to, że tak trudno jest naszym bliźnim uwierzyć w miłość Boga ku nim.
A w nas rodzi się kolejne pytanie - Komu było trudno uwierzyć w miłość Boga do niego przez moje postępowanie?
I w tym momencie dopiero pojawia się refleksja związana z Barkiem. Bartek żyje poza Bogiem i wydaje mu się, że Go odrzucił a jednak dla Chrystusa nie jest to przeszkoda nie do pokonania!
Jezus chce go mieć i nie jest to niemożliwe, bo Bartek całkowicie kocha Polskę i gotów jest na każde poświęcenie dla niej.
Widzimy więc, że póki człowiek kocha, choćby to była miłość wyższa, a nie do konkretnych osób, kto szuka miłości, kto pragnie miłości, ten nie jest stracony.
Często jest tak, że zupełnie już nie wiemy, co możemy jeszcze zrobić, by nasi najbliżsi pokochali Chrystusa, co możemy zrobić, by nie odcięli sobie drogi do nieba... W tym tekście mamy podpowiedź - wystarczy, by podtrzymywać pragnienie miłości. Tylko tyle.
Leszku - mam zaległości w czytaniu poszczególnych części, dlatego najpierw muszę sie zaznajomić z notkami aby wpisać komentarz na temat;chcę tylko dać znać, że już jestem i czytam; pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńprzeczytałam
OdpowiedzUsuńmusze sie z tym "przespać"
wrócę jak tylko będę mogła
Kaśka
No to zapraszam was obie.
OdpowiedzUsuńLeszku -znów nie mogę pisać komentarzy -chociaż ten to dopiero trzeci. Ale to chyba wina mojej neostrady.
OdpowiedzUsuńZobaczymy czy to się wpisze.
Moherek
Komentarze o neostradzie się wklejają -o miłosierdziu Bożym się nie wklejają:)
OdpowiedzUsuńMoherek
Oj, bardzo mnie to martwi:( Coś te moje blogi ostatnio nie mają szczęścia - na onecie z kolei wyresetował się licznik założony na początku bloga.
OdpowiedzUsuńWitaj Leszku :)... wyobrażam sobie ROZPACZ po utracie duszy, która darzy się miłością... Tutaj walczę o każdą duszę i wiem, jak boli na sama myśl utraty jej... czyżbym TAM tez musiała DALEJ odczuwać ten ból ... więc GDZIE zaznam świętego spokoju ? annaj41
OdpowiedzUsuńDobre pytanie!
OdpowiedzUsuńdziwne to jest... święty niepokój - tak jak Bóg: spokojny jest, żyje w niesamowitej Pełni, wszystko ma... a jednak cierpi ogromnie, gdy Jego Dzieci odchodzą, idą na zatracenie...
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko może tu odpowiem, bo Annie się wydaje, że to stwierdzenie przeczy wiarygodnności świadectwu Anny. Zwrócę więc już tylko uwagę (ostatni raz się będę wymądrzał), że w tym świdectwie są tak na prawdę opisywane dusze czyśćcowe - to one przeżywają swoje troski o najbliższych tak, jak je przeżywają na ziemi. Należy się spodziewać, że to zatroskanie działa oczyszczająco na dusze. Należy się spodziewać, że późniejszy stan pełnej jedności z Panem będzie wolny od takich trosk, jakie znamy na ziemi; że będziemy jedynie współcierpieć tak, jak sam Bóg, dokładnie tak, jak pisze o tym Judith (trudno to opisać, bo to poza naszym poznaniem, ale intuicyjnie chyba to rozumiemy).
OdpowiedzUsuń